Home Polish Polish — mix Największe marzenie Agaty: żeby chłopaki mogły być samodzielne

Największe marzenie Agaty: żeby chłopaki mogły być samodzielne

233
0
SHARE

Kunice. Nie było im łatwo, gdy okazało się, że Alanek, który przyszedł na świat zbyt wcześnie, będzie wymagał stałej rehabilitacji. „Pod ścianą” stanęli rok t
Najgorszy dzień w ich życiu? Pan Marcin nie ma wątpliwości – prawie rok temu, 28 września. Wtedy zdarzył się wypadek, który zaważył na dalszych losach jego i rodziny. Był w pracy, na budowie. Wychodził na dach. Stanął na spróchniałej desce. Załamała się, a on spadł z wysokości około 6 metrów, po drodze zahaczając jeszcze o metalową balustradę balkonu. Pogotowie, Centrum Urazowe Medycyny Ratunkowej i Katastrof Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, dwie operacje kręgosłupa, dwa tygodnie w śpiączce farmakologicznej. I przerażające prognozy: Marcin może do końca życia zostać „rośliną”. Kolejne dwa tygodnie pod respiratorem. Drugi szpital, zakażenie sepsą, odleżyny na głowie od kołnierza ortopedycznego. Żona Marcina, Agata, wspomina ten czas jak jeden wielki koszmar. I walkę o to, żeby przeżył, nie cierpiał, wreszcie – by mógł w jakimś zakresie funkcjonować. Gdyby rdzeń kręgowy został całkowicie przerwany, nie byłoby szans, ale na szczęście tak nie jest, więc dzięki rehabilitacji istnieje nawet możliwość, że kiedyś Marcin stanie na nogi. Na razie – siedzi na wózku, a w kontekście tego, na co się zanosiło to i tak bardzo dużo. Bez wielomiesięcznej rehabilitacji nie udałoby się tyle osiągnąć. W grudniu Marcin trafili do Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej „Votum” w Krakowie. Tylko tu przyjmowano osoby muszące korzystać z respiratora. Turnus rehabilitacyjny przyniósł świetne efekty. Najpierw udało się w niekonwencjonalny sposób wyleczyć odleżyny, potem krok po kroku, przywracać niektóre czynności. W styczniu respirator stał się zbędny, w marcu Marcin mógł już siedzieć. Kosztowało to niemało wysiłku, samozaparcie i oczywiście pieniędzy, ale widać było, że warto. Pod opieką centrum – już ambulatoryjną – jest także dziś. Dwa razy w tygodniu żona zawozi go na Golikówkę Godzina rehabilitacji to wydatek około 100 złotych. Ile takich godzin będzie potrzeba, żeby mógł zacząć radzić sobie z codziennością? Na pewno setki. Jeszcze więcej, by potrafił stanąć na własnych nogach. Na razie Marcin cieszy się z tego, że może potrzymać na kolanach Alanka. Przytulić go i zaśpiewać „Domowe przedszkole”. Synek uspokaja się wtedy i sennie mruży oczka. Marcin ma 36 lat, Alan skończył niedawno 3. Obaj wymagają jednak stałej opieki i pomocy. Chłopczyk, śliczny, drobny blondasek nie chodzi i nie mówi, ma problemy ze wzrokiem. Wskutek wylewów cierpi na wodogłowie pokrwo-toczne. Ma wszczepioną zastawkę komoro-wo-otrzewnową, umożliwia jącą przepływ płynu rdzeniowo-mózgowego. – Alanek jest wcześniakiem – mówi jego mama. – Gdy się urodził w 28 tygodniu ciąży, wszystko było mniej więcej w porządku, ale na drugi dzień przyszedł kryzys: IV stopnia – najsilniejszy. Zrobił spustoszenie. Malec rozgląda się ciekawie. Rodzice domyślają się, że jest głodny. Je – karmiony przez mamę, chociaż zanosiło się na odżywianie za pomocą sondy. – Gdy się rozglądam i widzę, w jakim stanie są inne dzieci, dziękuję Bogu, że jest tak, jak jest – mówi pani Agata. Do Alana rehabilitantka przyjeżdża co drugi dzień. Ćwiczy z nim też mama. Na początku maluchowi było wszystko jedno, kto się nim zajmuje, ale gdy Agata przez kilka miesięcy opiekowała się swoim mężem, przyzwyczaił się do Klaudii, swojej starszej kuzynki i bardzo polubił jej towarzystwo. Jak będzie się dalej rozwijał, nikt nie jest w stanie przewidzieć. Wiadomo tylko na pewno, że rehabilitacja przynosi tym lepsze efekty, im wcześniej jest stosowana. Alanka niańczy cała rodzina, z którą mieszka Marcin i Agata – jej rodzice i siostra. Nigdy nie jest sam, co ma ogromny wpływ na stymulowanie rozwoju. Gdyby nie ta pomoc, pod każdym względem byłoby jeszcze ciężej. Oprócz rodziny finansowo pomagają też fundacje – m.in. Poland Business Run, Wcześniak, Fundacja Osób Niepełnosprawnych w Podolanach. I dobrzy ludzie obok – sąsiedzi, strażacy. Dzięki temu można było sfinansować dotychczasowe leczenie, kupić wózek i pionizator. Z zasiłków, które dostają co miesiąc, nie dałoby się nawet opłacić rehabilitacji. O tym, żeby pani Agata mogła podjąć jakąkolwiek pracę, w tej chwili nie można nawet marzyć. Jak wygląda dzień w domu państwa Pędzików w Kunicach? – Normalnie. Rano wstajemy, muszę pomóc przy myciu, zrobić śniadanie, nakarmić Alanka. Teoretycznie mógłby iść do integracyjnego przedszkola, ale w praktyce to niemożliwe. Potem rehabilitacja Marcina albo Alana. Gdy jedziemy do Krakowa, muszę wózek Marcina rozebrać na czynniki pierwsze. Mężowi bardzo trudno przesiąść się z wózka do naszego małego auta – opowiada Agata. – Najgorzej, jak mamy jechać we trójkę, bo trzeba zabrać dwa wózki… Nie poddają się jednak. Czasem nawet uśmiechną, zwłaszcza gdy patrzą na swoje „Słoneczko”. I marzą. To nie są marzenia o dużych pieniądzach, dalekich podróżach, dobrych samochodach czy ciepłej posadce. Marcin chciałby móc pracować, opiekować się rodziną, grać z synem w piłkę. Jego żona zaś marzy, żeby „jej chłopki” mogły jako tako samodzielnie funkcjonować. Bez kosztownej rehabil; itacji to niemożliwe. Fundusze na dalszą rehabilitację Marcina Pędzika i jego syna zbierane będą podczas Święta Ziemi Gdowskiej 5 i 6 sierpnia w specjalnym namiocie. Można je także wpłacać na konto bankowe: Fundacja Osób Niepełnosprawnych w Podolanach, Podo-lany 74,32-420 Gdów, nr konta 81 8619 0006 0070 0723 2485 0002 w tytule wpłaty proszę wpisać: Marcin Pędzik

Continue reading...