Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii dla geologów nie jest wydarzeniem niespodziewanym. To teren o dużej aktywności sejsmicznej, a kolejne wstrząsy mogą niestety przyjść w każdej chwili. Ale opowieści o tym, że da się dokładnie przewidzieć dzień i godzinę trzęsienia, można włożyć między bajki.
O godzinie 4:17 czasu lokalnego w południowej Turcji, w Syrii, a także częściowo na terytorium Libanu zatrzęsła się ziemia. Potężnie. Siła pierwszego wstrząsu została oszacowana na 7,8 stopni w skali Richtera. Runęły domy, wieżowce, tunele i mosty. Pod gruzami uwięzione są tysiące ludzi. Akcję ratunkową utrudnił fakt, że po wstrząsie głównym, który miał miejsce na głębokości około 18 km pod powierzchnią ziemi w okolicy tureckiego miasta Gaziantep, nastąpiła seria 40 wstrząsów wtórnych, w tym najpotężniejszy o magnitudzie 6,7 w stali Richtera.
Jak szacuje Stephen Hicks, sejsmolog z University College London, to może być najsilniejsze trzęsienie ziemi w tym rejonie od 1939 r. W kilkanaście godzin po pierwszym wstrząsie potwierdzono już 1,7 tys. ofiar tego kataklizmu. Służby ratunkowe pracujące na miejscu nie mają jednak wątpliwości, że ostatecznie liczba ta będzie dużo wyższa.
Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii. Dlaczego do niego doszło?
Geolodzy od dawna wiedzą, że rejon, w którym dziś doszło do wstrząsów, jest jednym z najaktywniejszych sejsmicznie obszarów świata. – Leży on na swoistym tektonicznym węźle, granicy dwóch wielkich uskoków – wschodnioanatolijskiego i uskoku Morza Martwego – tłumaczy prof. Andrzej Konon z Wydziału Geologii Uniwersytetu Warszawskiego. – Te uskoki to pionowe płaszczyzny między płytami a blokami tektonicznymi, które przesuwają się względem siebie, pchając całą Anatolię w kierunku Morza Egejskiego. Obecny wstrząs był najprawdopodobniej związany z uskokiem wschodnioanatolijskim lub uskokiem Morza Martwego – ustalą to ostatecznie dalsze odczyty z urządzeń pomiarowych – mówi prof. Konon.
Wstrząsy wtórne również nie są w przypadku trzęsień ziemi w tym rejonie niczym niespodziewanym.
