Start Polish — mix Wybory pod znakiem zapytania. Zmiana definicji znaku "X" budzi zakłopotanie sędziów

Wybory pod znakiem zapytania. Zmiana definicji znaku "X" budzi zakłopotanie sędziów

260
0
TEILEN

Choć do urn pójdziemy już za pięć dni, Państwowa Komisja Wyborcza wciąż ma wątpliwości, które głosy uznawać za ważne, a które nie. – Wybory samorządowe
Nowy kodeks wyborczy, zmieniający definicję znaku „X” i dopuszczający dopiski na kartach wyborczych, budzi zakłopotanie sędziów. PKW jest zasypywana prośbami o wyjaśnienie, kiedy należy uznać głos za ważny.
Analizowano np. sytuację, w której „X” przy jednym kandydacie został zamazany i dostawiony przy innym nazwisku. Część sędziów stała na stanowisku, że tak oddany głos trzeba uznać (liczy się „X”, a zamazanie traktujemy jako nieznaczący dopisek). Inni byli zdania, że taki głos lepiej odrzucić, bo także zamazaną kratkę można kwalifikować jako „X” (bo to też co najmniej dwie przecinające się linie). Dziś, jak nieoficjalnie słyszymy, bardziej prawdopodobny jest drugi wariant, bo niesie ze sobą mniejsze ryzyko fałszowania głosów.
Rozważano też przypadek, gdy ktoś zamaluje całą kratkę jednym pociągnięciem markera. Tu również doszło do tarć. Część sędziów chciała traktować to jako postawienie więcej niż dwóch linii przecinających się w obrębie kratki i uznać taki głos za ważny, inni – przeciwnie. A co, jeśli ktoś zamiast zagłosować napisze jakieś słowa, np. „lenie”? Może się okazać, że jego głos będzie… ważny, jeśli w obrębie którejś kratki akurat przetną się dwie linie z napisu „lenie”. Niektórzy rozmówcy wskazują, że można to uznać za „X” w myśl kodeksu wyborczego.
Dla innych to absurd. Do wyborów PKW nie da rady wyjaśnić wszystkich wątpliwości. – Może się okazać, że komisje wyborcze będą musiały głosować, czy dany głos jest ważny. wtedy rolę mogą odegrać sympatie polityczne członków komisji – ostrzega Anna Godzwon, była rzeczniczka PKW.
Do
otwarcia lokali wyborczych zostało zaledwie pięć dni. Za przygotowanie
elekcji odpowiada Państwowa Komisja Wyborcza (PKW), a praktycznie jej
sekretariat, czyli Krajowe Biuro Wyborcze (KBW). Sprawdziliśmy, na jakim
etapie są przygotowania i czy grożą nam podobne komplikacje, jak cztery
lata temu.
To
największe wyzwanie tegorocznych wyborów organizowanych w myśl nowego
kodeksu wyborczego. Przede wszystkim dlatego, że po raz pierwszy będą
funkcjonować podwójne obwodowe komisje wyborcze, jedne do
przeprowadzenia głosowania, a drugie do przeliczenia głosów. Docelowo
ich składy powinny być dziewięcioosobowe, a minimum to pięć osób. To
oznacza, że przy niemal 27 tys. obwodów wyborczych trzeba zrekrutować
od 270 tys. do ponad 480 tys. ludzi. Z naszych ustaleń wynika, że według
stanu sprzed kilku dni udało się skompletować pełne składy w 61 proc.
komisji ds. przeprowadzenia głosowania i 54 proc. komisji
przeliczających głosy.
Minimalnego
pięcioosobowego składu nie udało się skompletować w 185 komisjach obu
typów. – To niezły wynik, choć może częściowo wynikać z pewnego nagięcia
kodeksu wyborczego, który w niektórych sytuacjach dopuszcza, by w
komisjach zasiadały rodziny kandydatów – ocenia była rzeczniczka PKW
Anna Godzwon. W KBW słyszymy, że składy komisji to najmniej pewny
element organizacyjnej układanki przedwyborczej. Ich składy mogą się
ciągle zmieniać, chociażby wskutek nagłych rezygnacji członków. W
związku z tym komisarze wyborczy dostali polecenie, by do ostatniej
chwili szukać chętnych do pracy i wpisywać ich na listy rezerwowe.
Z
naszych ustaleń wynika, że KBW przejęło już wszystkie pieniądze z
rezerwy budżetowej, z której finansowane są wybory i referenda w danym
roku. Do niedawna była tam kwota ok. 454 mln zł (pierwotnie 457 mln, ale
część wykorzystano już wcześniej). – Zgodnie z regułami budżetowymi
wniosek musieliśmy złożyć do 15 października. Nie wiemy, ile wybory
ostatecznie będą kosztowały. Wiele zależy od tego, gdzie będzie
konieczna II tura. Ale woleliśmy przejąć wszystkie pieniądze i potem
zwrócić ewentualną nadwyżkę, niż mieć za mało środków – mówi nam jeden z
urzędników zaangażowanych w wyborcze przygotowania.
Szacuje
się, że na potrzeby I tury KBW wyda ponad 300 mln zł. Koszty II tury są
szacowane na ponad 100 mln zł. Już dziś wiadomo, że będą to najdroższe
wybory lokalne w historii, mimo że PiS zrezygnował z transmisji
internetowej z lokali wyborczych. Problem może pojawić się, gdy KBW wyda
całą pulę pieniędzy lub jej większość, a jeszcze w tym roku pojawi się
np. potrzeba zorganizowania wyborów uzupełniających do Senatu,
finansowanych z tej samej rezerwy.
Cztery
lata temu oprogramowanie zawiodło, co spowodowało, że na oficjalne
wyniki czekaliśmy ponad tydzień, a to tylko wzmogło podejrzenia części
prawicy o sfałszowanie wyborów. Różnica jest taka, że w 2014 r. ówczesny
szef KBW Kazimierz Czaplicki jeszcze na chwilę przed zarządzeniem ciszy
wyborczej nie ukrywał, że „są problemy” z systemem informatycznym.
Wynikały one najprawdopodobniej z tego, że firma Nabino, mająca
przygotować system, miała zaledwie trzy miesiące na przygotowanie
oprogramowania. Tymczasem wybory samorządowe należą do najtrudniejszych
elekcji w kraju.
Dziś takich
niepokojących sygnałów nie ma. Co prawda pierwsze testy obciążeniowe
systemu przeprowadzone na początku października wyszły słabo, ale te
zeszłotygodniowe już ponoć dużo lepiej. – Problemem nie był sam system,
lecz sieć i jej przepustowość. Informatycy naprawili to. Jesteśmy gotowi
– zapewnia nas osoba z KBW.
Samorządowcy
nie są już tacy pewni. – Z doświadczenia wiem, że do tego typu
deklaracji trzeba podchodzić ostrożnie. Podobne zapewnienia, że wszystko
jest doskonale przygotowane, słyszeliśmy w przypadku uruchomienia
nowego CEPiK, a kończyło się potężnymi utrudnieniami dla urzędów i
kierowców – mówi Jan Czajkowski zasiadający w zespole ds. społeczeństwa
informacyjnego w ramach Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu
Terytorialnego.
Choć
PKW dopuściła formę broszurową kart do głosowania (jeśli gdzieś będzie
więcej niż 20 zarejestrowanych list), to nigdzie nie ma potrzeby
wydrukowania kart w takim formacie. To oznacza, że w całym kraju
głosować będziemy na płachtach. Ich wielkości będą różne, a ponieważ w
żadnym okręgu nie zarejestrowano więcej niż 15 list, nie pojawi się też
największy format karty, czyli A2. W konsekwencji największe będą karty w
formacie A3, a najczęstsze w A4.
Samorządy
zleciły już drukarniom ich produkcję. Do naszej redakcji dochodzą
jednak sygnały o pojawiających się problemach z drukiem. Chodzi np. o
przypadki, gdy kolory poszczególnych kart nie odpowiadają prawnym
standardom. Bywają też problemy z dopasowaniem oznaczeń Braille’em do
kart. W takich sytuacjach konieczne jest naniesienie poprawek lub druk
nowych kart. KBW bagatelizuje, że tego typu problemy nie zdarzają się na
pewno na masową skalę.
To
grupa ok. 2500 osób – rozpoczęli oni pracę w gminach z momentem
zarządzenia wyborów przez premiera Mateusza Morawieckiego. Teoretycznie
mają być łącznikiem między KBW a samorządami. W praktyce bywa to różnie i
władze lokalne często narzekają, że są to osoby bez doświadczenia, a
większość obowiązków, tak samo jak do tej pory, nadal spoczywa na
gminnych urzędnikach. Początkowo przewidywano, że będzie 5–6 tys.
urzędników wyborczych, ale brakowało chętnych. Dlatego PKW dwukrotnie
obniżyła ich liczbę i poluzowała kryteria wobec kandydatów.
Mimo
to są miejsca, gdzie urzędników brakuje. Jeszcze kilka dni temu w
Warszawie brakowało sześciu na 19 urzędników. Braki były też w Radomiu
(powinno być trzech, a nie było żadnego). Przy czym fluktuacje kadr
również były na porządku dziennym. Część urzędników zrezygnowała np. po
pierwszych szkoleniach (za które dostali ponad 2300 zł na rękę). Innych
przeraziła skala odpowiedzialności czy fakt, że stanowisko mieli objąć
nie tylko na tegoroczne wybory, ale na sześć lat. Obecnie urzędnicy
prowadzą szkolenia dla członków komisji wyborczych.
Z
dotychczasowych badań CBOS wynika, że udział w tegorocznych wyborach
samorządowych deklaruje ok. 3/4 ankietowanych. Choć taka frekwencja w
praktyce jest mało realna, to jednak jest szansa, że w niedzielę do
lokali wyborczych uda się więcej obywateli niż cztery lata temu (wtedy
frekwencja wyniosła 47 proc.). Dziś mija termin na składanie przez
wyborców wniosków o dopisanie ich do spisu wyborców w wybranym
obwodzie. W sumie ponad 30 mln obywateli będzie wybierało spośród niemal
192 tys. kandydatów ubiegających się o różne stanowiska w samorządzie.
Jesteśmy gotowi do wyborów samorządowych?
Organizacyjnie przygotowania przebiegają zgodnie z
planem. Wszystkie czynności, które wynikają z kalendarza wyborczego,
wykonujemy na bieżąco. W tej chwili kończy się ustalanie formatu i
treści kart do głosowania oraz ich druk. Wiemy już, że nigdzie nie
będzie broszur, tylko jedno stronne karty. I to w mniejszym formacie:
największe A3, ale przeważać będą karty A4.
Kiedy poznamy oficjalne wyniki?
Na pewno szybciej niż w 2014 r., kiedy czekaliśmy
prawie tydzień. Wtedy wystąpiły nie tylko problemy techniczne, ale i
decyzyjne.

Continue reading...