Start Polish — mix "Przegląd": Trza celu i perspektywy

"Przegląd": Trza celu i perspektywy

333
0
TEILEN

​“Przegląd“: Trza celu i perspektywy – fakty.interia.pl – Podziały, których politycy nie podsycają, obumierają – pisze Robert Walenciak. – fakty.interia.pl
Podziały, których politycy nie podsycają, obumierają – pisze Robert Walenciak.
Zdjęcie
Rafał Trzaskowski i Andrzej Duda/Andrzej Hulimka/Forum /Agencja FORUM
Tak jest po każdych wyborach – jedni świętują, drudzy są w szoku, świat im się wali. Słychać też lament, że Polska jest podzielona, że taki podział jej nie służy, że to ją paraliżuje itd. Tym razem też tak się dzieje, tylko dużo bardziej niż poprzednio. Dlaczego dużo bardziej?
Dlatego, że te podziały sięgają głębiej, nakładają się jeden na drugi. Wystarczy spojrzeć na mapę wyborczych preferencji albo na pogłębione sondaże. Widać wtedy wyraźnie, że sympatie polityczne Polaków pokrywają się z podziałem klasowym, z podziałem terytorialnym, z miejscem zamieszkania, wykształceniem, poziomem zarobków, religijnością, wiekiem.
Na wsi i w miastach do 20 tys. Andrzej Duda dostaje 65 proc. poparcia, Rafał Trzaskowski – 31 proc. W miastach powyżej 20 tys. mieszkańców jest odwrotnie – Trzaskowski ma 62 proc. popierających, Duda – 35 proc. (wyniki nie sumują się do 100 proc., trzecia odpowiedź to trudno powiedzieć).
Wśród osób z wykształceniem podstawowym Duda ma 75 proc. poparcia. A w grupie osób z wykształceniem średnim i wyższym – już tylko 35 proc.. Na Trzaskowskiego głosują przedsiębiorcy i przedstawiciele wolnych zawodów, na Dudę – emeryci i robotnicy niewykwalifikowani.
Jeżeli prześledzimy badania z ostatnich kilku lat, zauważymy, że te podziały z wyborów na wybory są coraz bardziej wyraziste. Że kraj coraz bardziej się rozchodzi. Dlaczego tak się dzieje?
Teoretycznie powinno być odwrotnie, przecież Polska jest coraz zasobniejsza, coraz lepiej skomunikowana. A może to dlatego, że Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się zaszczepić w różnych środowiskach własną wizję Polski? O tym zresztą mówią publicyści i naukowcy – że PiS potrafiło dotrzeć do ludzi, którzy byli do tej pory z boku wielkich przemian albo byli ich ofiarami. I, po pierwsze, skutecznie im wytłumaczyło, że winę za ten stan rzeczy ponoszą przeciwnicy Kaczyńskiego. A po drugie – dokonało tzw. redystrybucji godności. Ci ludzie, w III RP poniewierani i zapomniani, często wyśmiewani, poczuli swoją sprawczość, poczuli, że państwo jest ich i dla nich.
PiS nie osiągnęło tego w miesiąc ani w rok. Ta praca trwała wiele lat. Ilustruje ją świetnie pewna sonda, z czasów gdy premierem był Donald Tusk. Dziennikarze pytali w niej posłów PO i PiS, jak spędzili ostatni weekend. Ci z PO mówili, że z rodziną, bo to jedyna szansa, żeby pobyć z bliskimi. Ci z PiS recytowali: w sobotę byłem na festynie, potem na spotkaniu w gminie, w niedzielę na mszy, potem na spotkaniu z parafianami itd.
Po zdobyciu władzy w roku 2015 PiS nie spoczęło na laurach. Transfery pieniędzy do ochotniczych straży pożarnych, do kół gospodyń wiejskich, do bliskich prawicy organizacji pozarządowych – to wszystko procentuje.
Do tego dorzućmy wpływy telewizji publicznej, która dominuje w małych miejscowościach, prezentując prosty przekaz, kto jest dobry, a kto zły, i będziemy mieli obraz wpływów PiS.
Chociaż niepełny! Bo najważniejszym jego elementem jest polityczny obraz świata.
Wielką trampoliną dla PiS okazała się katastrofa smoleńska, mit zamachu, prezydenta „zdradzonego o świcie“. Ten mit pozwolił zbudować wielką partię, zjednoczyć różne środowiska. A potem było już łatwiej. Wystarczyło umiejętnie naciskać te wszystkie guziki w polskiej duszy. Kaczyński to potrafił. Najpierw więc był Smoleńsk i wielki spisek. Potem Kaczyński grał na nastrojach nacjonalistycznych, klerykalnych, egalitarnych, napuszczał na mniejszości, na tych, którym lepiej się powodzi. I tłumaczył, że zbili majątki, bo pewnie kradli. Albo sprzedali się obcym.
Tak jest do dziś. Prezes woła, że jesteśmy dumnym i silnym narodem, i oskarża Niemcy o ingerowanie w polskie wybory. Przekonuje, że tylko Kościół jest depozytariuszem wartości i narodowej świadomości. Straszy LGBT, uchodźcami, sąsiadami. Przeciwstawia zepsute elity zdrowym siłom. Warszawka, krakówek, sędziowie, lekarze… Każdy, kto sprzeciwia się PiS, jest atakowany. Najpierw przez Kaczyńskiego, potem przez telewizję publiczną.
W tej wizji lud otrzymuje władzę oceniania, sądzenia, bycia suwerenem. Iluzoryczną, ale ta iluzja odzyskanej godności, własnej wartości, uczestniczenia w polityce, czyli własnej sprawczości, rewanżu, okazała się skuteczna.
Pisząc o Kaczyńskim, który podzielił Polaków, miejmy świadomość, że nie on pierwszy. Pomysł uprawiania polityki poprzez wskazywanie dobrych i złych jest stary jak sama polityka. Przecież jeszcze zanim powstała II RP, dzielił Polskę konflikt między PPS a endecją, strzelano do siebie, Dmowski (poseł do carskiej Dumy!) oskarżał PPS, że reprezentuje interesy niemieckiej SPD. Strzelali też do siebie w niepodległej Polsce, ginęli partyjni działacze, w tej atmosferze zamordowany został prezydent Gabriel Narutowicz. A jeszcze długo po II wojnie światowej Jerzy Giedroyc mówił, że Polską rządzą dwie trumny – Piłsudskiego i Dmowskiego.
W Polsce Ludowej władza wielokrotnie kreowała różnych wrogów i kampanie walki z nimi, wierząc, że w ten sposób zyska na popularności, ewentualnie odwróci uwagę od własnych kłopotów. Był więc wróg klasowy, był kułak, była stonka zrzucana przez Amerykanów… Byli rewizjoniści niemieccy, których przebierano w krzyżackie zbroje, była bananowa młodzież, „syjoniści“, których wyrzucano z kraju, był KOR, były elementy antysocjalistyczne, był Wałęsa…
Choć tak naprawdę, jeżeli popatrzymy na te wszystkie kampanie z czasów PRL, to daleko im do skuteczności obecnych poczynań PiS.

Continue reading...