Jest w tym miejscu przedziwna siła spokoju i cisza – mówi o Bożym Grobie w Jerozolimie o Narcyz Klimas OFM Zakonnik który od niemal 30 lat mieszka w
Jest w tym miejscu przedziwna siła spokoju i cisza – mówi o Bożym Grobie w Jerozolimie o. Narcyz Klimas OFM. Zakonnik, który od niemal 30 lat mieszka w Ziemi Świętej i pracuje jako archiwista franciszkańskiej Kustodii, poświęcił znaczną część naukowej działalności badaniom autentyczności Bożego Grobu. W rozmowie z KAI przyznaje, że najświętsze miejsce chrześcijaństwa wciąż budzi jego wzruszenie i zachwyt.
o. Narcyz Klimas OFM: – Kamień. Ten kamień, który widziałem i naprawdę go dotknąłem. Kiedyś byłem zdania, że jest 99 procent pewności, iż mamy do czynienia z autentycznym miejscem pochówku Jezusa. Dziś mówię, że pewność mamy na 100 procent. Ktoś, kto dotknął tego miejsca, nie ma żadnych wątpliwości, że jest ono święte.
KAI: Ale pielgrzymi, którzy przybywają do Bazyliki Grobu Bożego, dotykają marmurowej płyty, która osłania kamień grobu. Ojciec jest w uprzywilejowanej, wąskiej grupie tych, którzy go naprawdę widzieli.
– Ilekroć wchodzę do środka kaplicy, przypomina mi się moja Msza prymicyjna, którą odprawiałem na płycie grobu Pańskiego. Byłem pod tak wielkim wrażeniem tego miejsca, że zapomniałem o końcowym błogosławieństwie. Uczestnicy Mszy zawrócili mnie, a ja – nadal przejęty i wzruszony – udzieliłem tego błogosławieństwa… lewą ręką. Jestem leworęczny, ale zawsze pamiętam o tym, by błogosławić prawą ręką. Wtedy, pod wpływem oszołomienia i zachwytu nad tym, gdzie jestem, kompletnie o tym zapomniałem.
– Co się wydarzyło w tej kaplicy w październiku 2016 roku?
– – Dokładnie tego dnia ściągnięto marmurową płytę, której na co dzień dotykamy. Był wieczór, kiedy już zamykano bazylikę. Pielgrzymi nie mogli wejść do środka, obecni byli tylko przedstawiciele duchowieństwa prawosławnego, ormiańskiego i katolicy oraz koptowie. Wszyscy czekaliśmy. Najpierw przyszedł patriarcha grecki, potem przedstawiciel Kustodii Ziemi Świętej, następnie patriarcha ormiański i biskup koptyjski. Każdy z nich po kolei wchodził do grobu, mieli na głowach ochronne kaski, a my na zewnątrz kaplicy w ciszy czekaliśmy, co się stanie. To był pierwszy moment, kiedy zadrżało mi serce, bo miny osób wychodzących z grobu były niepewne, zmieszane. Oczekiwali, że zobaczą skałę. Nie zobaczyli jej i to było widać na ich twarzach.
– Rozczarowanie?
– – Rozczarowanie, że to nie jest to. Modliłem się wówczas: „Panie Boże, nie możesz mi tego zrobić!”. Dużą część mojej aktywności naukowej poświęciłem na udowadnianie, że mamy do czynienia z autentycznym Grobem Bożym. Potwierdzały to wszystkie źródła, do których dotarłem, a tymczasem widzę wielki zawód na twarzach osób, które ten kamień miały zobaczyć – i nie zobaczyły. Co się stało? Ostrzegano nas wcześniej, że Grecy prawosławni mogli wyciąć tę skałę, więc myślałem, że rzeczywiście tak się stało i miejsce jest autentyczne, tylko kamienia, na którym spoczywało ciało Jezusa, nie ma. Wróciliśmy do klasztoru, ale na drugi dzień zawołano nas znów. Pobiegliśmy do Bożego Grobu tak szybko, jak niewiasty w Ewangelii z Niedzieli Zmartwychwstania. Weszliśmy do środka – i rzeczywiście. Ten kamień tam był, odsłonięty z gruzów. I wciąż jest!
– Od jakiego czasu datuje się kult Bożego Grobu? Od samego początku?
– – Tak. Potwierdzenie tego mamy już w Ewangelii opisującej reakcje uczniów Jezusa, którzy na widok pustego grobu uwierzyli. To miejsce jest dla nich nadzwyczajne. Późniejsze ustne przekazy, potem zapisane w tekstach apokryficznych i judeochrześcijańskich, mówiły o odbywających się tam pielgrzymkach, rozwijającym się kulcie, a także niosły opis pamiątek.
– Jakie to są pamiątki?
– – Napisy. Znaleziono je, gdy remontowano wzgórze Golgoty w 1984 roku. Pochodzą one z I wieku po Chrystusie, datowane mniej więcej na okres, gdy powstawał Nowy Testament.
– To wielki paradoks, z którym trudno się pogodzić, że najświętsze miejsce chrześcijaństwa jest zarazem miejscem podziału i konfliktów między chrześcijanami różnych wyznań. Jak ten paradoks wytłumaczyć?
– – Wielkim pragnieniem wyłącznego posiadania tego miejsca. Tylko w ten sposób można to wytłumaczyć. Każdy chce mieć Boży Grób na własność, mieć swobodę sprawowania tam liturgii, udostępniania tego miejsca pielgrzymom. To stąd wzięła się zazdrość Greków, którzy przyszli do Ziemi Świętej razem z okupacją turecką i różnymi sposobami starali się wyrzucać franciszkanów z tych świętych miejsc.
– Dodajmy: nie zawsze godnymi sposobami.
– – Oczywiście. W grę wchodziły podstępy czy przekupstwo sułtana w Stambule. Wiek XIV, XV, do początku wieku XVI – w tym czasie głównymi gospodarzami Bożego Grobu byli franciszkanie, którzy nie zabraniali innym sprawować liturgii. Mamy czternastowieczne opisy, które mówią o dziewięciu różnych wspólnotach chrześcijańskich, które sprawowały w tym czasie liturgię w Bożym Grobie. Nie było żadnego problemu. Problem zaczął się, kiedy do Ziemi Świętej napłynęło duchowieństwo pochodzenia greckiego. Nie sprawiali i nie sprawiają kłopotów prawosławni narodowości arabskiej.
– Utrzymywane od XIX wieku status quo jest szczęśliwym rozwiązaniem tej sytuacji czy ciągle powodem napięć?
– – Ten kompromis nie jest szczęśliwy dla nas, bo większość praw w Bożym Grobie mają Grecy prawosławni. Wiele wieków walczyliśmy o to miejsce, dbaliśmy o nie, odnawialiśmy je, a dziś mamy tylko możliwość sprawowania Eucharystii w Bożym Grobie od 4.30 do 8.15 rano. Poza tym opiekę nad Bożym Grobem sprawują Grecy, którzy mają prawo kontrolowania pielgrzymów wchodzących do kaplicy, poza tym sprawują swoją liturgię o północy. Potem, od 2.30 do 4.30 do Bożego Grobu wchodzą Ormianie, którzy mają do dyspozycji jeszcze mniej czasu niż my.
– Ojciec mieszka w Ziemi Świętej od niemal 30 lat i z pewnością był świadkiem wielu ważnych chwil i wzruszeń osób, które pielgrzymowały do Bożego Grobu. Czy są takie, które szczególnie zapadają w pamięć?
– – Widziałem w Bożym Grobie prezydentów światowych mocarstw, królów, głów naszego państwa. Ci, którzy wierzą, przychodzą, by się pomodlić. Pozostali – by oddać szacunek religii, która zrodziła się w tym miejscu i jest wciąż żywa.
– Są też tysiące zwykłych pielgrzymów…
– – I na ich twarzach widać najpierw ogromne napięcie, silne pragnienie wejścia do Bożego Grobu, a nawet lęk, że to może się nie udać. To najwięcej, co pielgrzym może osiągnąć w Ziemi Świętej: wejść do Bożego Grobu i uczcić miejsce pochówku i zmartwychwstania Jezusa. Widzę tych ludzi, gdy wychodzą z kaplicy. W ich oczach jest radość, spokój i ulga, że cel został osiągnięty. Dlatego nie dziwię się św. Janowi Pawłowi II, który nie chciał stąd wyjeżdżać bez dotknięcia tego świętego miejsca. Mówimy: być w Rzymie i nie widzieć papieża. Podobnie jest tutaj. Być w Jerozolimie i nie dotknąć Bożego Grobu to tak, jakby stać się tylko zwykłym turystą, podziwiającym budynki z zewnątrz.
Jest w tym miejscu przedziwna siła spokoju. W samej bazylice bowiem nierzadko panuje zgiełk, ciasnota, ludzie się przepychają i niecierpliwią, a w Bożym Grobie jest absolutna cisza.