Lawina śledztw za nielegalne doładowanie karty miejskiej w stolicy: wpadają fałszerze, ścigani są też klienci – informuje czwartkowa „Rzeczpospolita”.
“Doładowanie za pół ceny” – na taką ofertę skusiło się wielu pasażerów korzystających w stolicy z karty miejskiej. Teraz zarówno oni, jak i oszuści zarabiający na lewym interesie mają kłopoty. Część osób już usłyszała zarzuty. Prokuratura skierowała właśnie do sądu sprawę trzech mężczyzn, którzy na szeroką skalę trudnili się takim procederem – czytamy w “Rz”. “Mężczyźni kodowali nielegalnie karty miejskie przy wykorzystaniu laptopa albo telefonu z czytnikami NFC i specjalistycznym oprogramowaniem. W zamian pobierali opłatę w wysokości od 30 do 40 proc. ceny biletu z legalnej dystrybucji” – powiedział Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie w swej wypowiedzi dla “Rz”.
Oskarżeni mężczyźni umawiali się na mieście z “klientami”, którzy przynosili im kartę, aby ją doładować. Między innymi takie właśnie “spotkania twarzą w twarz” pozwoliły zidentyfikować oszustów – informuje gazeta.
Porównanie zapisów z systemu sprzedaży kart ze zbiorem kart aktywowanych wykazało, że od 2012 do 2015 r. w przypadku 146 tys. kart aktywowano uprawnienia do przejazdu, pomimo że karty te nie zostały doładowane w żadnym z legalnych kanałów sprzedaży – oceniła prokuratura.
Oskarżonym w obecnej sprawie grozi do pięciu lat więzienia.