Minister Błaszczak potrzebował kilku dni, aby przekonać opinię publiczną, że winnym kolizji z udziałem premier jest 21-letni kierowca fiata seicento. W rzeczywistości w sprawie jest jeszcze wiele znaków zapytania.
Śmigłowiec LPR z premier Beatą Szydło źródło: PAP
Minister Błaszczak potrzebował
kilku dni, aby przekonać opinię publiczną,
że winnym kolizji z udziałem premier jest 21-letni
kierowca fiata seicento. W rzeczywistości w sprawie jest
jeszcze wiele znaków zapytania.
1. Czy policja miała prawo zatrzymać kierowcę seicento Sebastiana K. i
przesłuchiwać go w charakterze podejrzanego?
Kwestia ta wywołuje duże
wątpliwości. Z punktu widzenia prawa
o ruchu drogowym piątkowe zdarzenie było
zwykłym wypadkiem drogowym. Tymczasem prokuratura
powołała się na art. 308 par. 2 kodeksu
postępowania karnego, zgodnie z którym
w sytuacjach niecierpiących zwłoki (np.
jeśli jest ryzyko zatarcia śladów lub
dowodów przestępstwa) funkcjonariusze mogą
przesłuchać osobę podejrzaną
i poinformować ją o treści
zarzutów. Jednak zdaniem adwokatów nic nie
wskazywało na to, by sytuacja, w której
ucierpiała premier, była na tyle paląca, aby
zastosować wobec młodego kierowcy nadzwyczajne
środki i od razu zawieźć go na komisariat
policji. – Nie było obaw, że chłopak
ucieknie z miejsca zdarzenia czy będzie
próbował utrudniać dochodzenie. Nie był
też pod wpływem alkoholu ani środków
odurzających, gdyż został pod tym kątem
przebadany. Tym bardziej nie było podstaw, by
zastosować wobec niego środki zapobiegawcze, czyli
np. tymczasowo aresztować. A skoro tak, to nie
było powodów do szybkiego zatrzymywania
i przesłuchania kierowcy w charakterze
podejrzanego jeszcze przed formalnym przedstawieniem mu
zarzutów – tłumaczy dr Andrzej Mucha, adwokat
w kancelarii prawnej Mucha & Lech,
a w przeszłości prokurator. Zaznacza
też, że gdyby organy ścigania działały
w normalnym trybie, to 21-latek zapewne otrzymałby
wezwanie na policję na następny dzień czy nawet
kilka dni później. – Co więcej,
przesłuchano go niedługo po zdarzeniu, kiedy
prawdopodobnie był w szoku, a w takiej
sytuacji łatwo powiedzieć coś pochopnie czy
zapomnieć coś istotnego – wyjaśnia mec.
Paweł Osik z kancelarii Pietrzak Sidor &
Wspólnicy.