Home Polish Polish — mix Kraków. Czy na Stare Miasto zamiast "disnejowskich karoc" powrócą tradycyjne dorożki?

Kraków. Czy na Stare Miasto zamiast "disnejowskich karoc" powrócą tradycyjne dorożki?

228
0
SHARE

Dzisiejsze pojazdy na Rynku nie mają nic wspólnego z dorożkami, które pamiętam i które były atrybutem Krakowa – mówi Andrzej Sikorowski, lider zespołu Pod Bud
Magistrat ogłosił przetarg na dwa uprawnienia do wjazdu i zajmowania miejsca na postoju w Rynku Głównym dla „pojazdu zaprzęgowego obsługującego ruch turystyczny”. Przetarg (ustny) odbędzie się 4 stycznia. Umowy, które zostaną podpisane ze zwycięzcami, będą obowiązywać od 1 lutego do końca grudnia 2018 r., w parzyste dni miesiąca. Dwaj nowi dorożkarze pojawią się na Rynku, ponieważ jeden z dotychczasowych zmarł, a z innym rozwiązano umowę ze względu na zaległość finansową wobec gminy.
Nowi fiakrzy będą mieli do wyboru jeden z dwóch obowiązujących od 2013 r. typów dorożek, a także sześć ich kolorów – choć praktyka pokazuje, że wszyscy stawiają na biały, bo pojazd wtedy zwraca uwagę. – Jeśli już jasny, to powinien być beżowy. Biały kolor jest agresywny, a poza tym pasuje do ślubu, a nie na co dzień. I generalnie te dorożki, które mamy, są niedobre – mówi Jacek Stokłosa, były główny plastyk miasta. To za jego kadencji ustalane były zasady dla dorożek, jednak – jak ubolewa – jego próby walki o tradycyjne krakowskie dorożki i odpowiednią estetykę nie powiodły się. Więcej – zakończyły się zawiadomieniem wysłanym do Centralnego Biura Antykorupcyjnego. – Rzekomo z powodów osobistych chciałem mieć dorożki określonego typu – wspomina. Stokłosa – który sam tradycyjną dorożką jechał do ślubu – chciał wyeliminować wszelakie karoce (jeździły już nawet takie a la bajkowa kareta z dyni). Liczył na powrót drynd jak ta Jana Kaczary, fiakra rozsławionego przez Gałczyńskiego i jego poemat „Zaczarowana dorożka”. Kilka lat temu udało się narzucić mniejsze gabaryty i określone dwa modele pojazdów, ale gdy zajrzy się na Rynek, widać, że to stanowczo za mało. – Dzisiejsze pojazdy na Rynku nie mają nic wspólnego z dorożkami, które pamiętam i które były atrybutem Krakowa – mówi Andrzej Sikorowski, lider zespołu Pod Budą. Artysta podkreśla, że nie nazywa dorożkami powozów, które można spotkać na Starym Mieście. Jak wspomina, dawna dorożka, na którą też mówiło się drynda, był to pojazd z czarną budą, zaprzężony w jednego konia. – I to miało charakter! Dzisiaj te ozdobne karoce czy powozy rodem z filmów disnejowskich to dla mnie okropna szmira. Zdecydowanie mi się nie podobają i nie wpuszczałbym ich do centrum miasta – kwituje. Dryndy nie były krzykliwe, więc nie przyciągałyby tak uwagi turystów, a co najważniejsze – były mniej pojemne. Jak łatwo się domyślić, to kwestie finansowe stoją za obecnością przerośniętych dorożek na Rynku. Jednak dla wielu krakowian nie do przyjęcia są obecne duże dworskie powozy, w tym przeszklone. – Wielkie, zupełnie obce tutaj landary. Czy miasto nie mogłoby chociaż jednej dorożki wprowadzić prawdziwej? Może z fiakrem mówiącym wierszem, jako atrakcję turystyczną? – pyta jedna z naszych Czytelniczek. Nie jest jedyną, która uważa, że obecne dorożki zamiast budować klimat Krakowa, psują wizerunek miasta. Zapytaliśmy Urząd Miasta o pomysł Czytelniczki na dorożkę-atrakcję, którą można by też nazwać Zaczarowaną. – Pomysł wydaje się ciekawy, będziemy o nim rozmawiali, ale za wcześnie na jakieś deklaracje – odpowiada rzecznik magistratu Dariusz Nowak. Natomiast pytany o ewentualny generalny powrót tradycyjnych dorożek na Stare Miasto, rzecznik przypomina, że gdy gmina wprowadziła od 2013 r. ograniczenia dotyczące rozmiaru, jak i typu pojazdów zaprzęgowych, duża liczba dorożkarzy musiała kupić, spełniające te ustalone wymogi. Był to dla nich wydatek rzędu od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. – Z uwagi na to oraz na poprzedzające zakup negocjacje w tej sprawie (konsultacje społeczne) obecnie nie jest rozważana zmiana pojazdów zaprzęgowych na inne – informuje Dariusz Nowak.

Continue reading...