Home Polish Polish — mix Polska zakazała mu wjazdu do strefy Schengen. Szeremeta: Z tymi bzdurami zamierzam...

Polska zakazała mu wjazdu do strefy Schengen. Szeremeta: Z tymi bzdurami zamierzam pójść do sądu [WYWIAD]

211
0
SHARE

Z tymi bzdurami, które opowiadali minister Witold Waszczykowski, wiceminister Bartosz Cichocki i rzecznik MSZ, zamierzam pójść do sądu – mówi DGP Swiatosław Szeremeta, któremu na wniosek Warszawy za antypolską postawę zakazano wjazdu do strefy Schengen. – Sprawdź najnowsze wiadomości i wydarzenia z Europy i ze świata. Poznaj komentarze i podyskutuj na forum.
Otrzymał pan oficjalne wyjaśnienie, dlaczego zakazano panu wjazdu do Polski?
Niestety nie. Urząd ds. Cudzoziemców odpisał na
moją prośbę, że nie może mi odpowiedzieć na to pytanie. To absurd. Nie
prowadziłem nigdy antypolskiej działalności. Zresztą byłem już w
Niemczech. Planuję pobyt w innych państwach strefy Schengen. Urzędnicy z
tych państw mówią, że może w Polsce jestem persona non grata, ale u
nich wręcz przeciwnie.
Wydają panu wizy narodowe?
Ukraina ma już ruch bezwizowy z UE. Żeby z niego
korzystać, trzeba mieć paszport biometryczny, którego nie miałem,
ponieważ w starym paszporcie miałem schengeńską wizę ważną do 2020 r.
Nie opłacało mi się ustawiać w kolejce po dokument biometryczny. Gdy
unieważniono mi wizę, złożyłem wniosek i niebawem go otrzymam. A w
międzyczasie, w grudniu 2017 r., otrzymałem niemiecką wizę narodową i
pojechałem do RFN. Zaraz będę mógł jeździć bez wiz, bo przepisy unijne
dają prawo każdemu krajowi UE, o ile to odpowiada jego interesom,
wpuścić na swoje terytorium obywatela, który trafił na czarną listę na
wniosek innego państwa. MSZ Polski, o ile rozumiem, wnioskowało o to na
podstawie artykułu mówiącego o działalności terrorystycznej, a wszyscy
wiedzą, że nie jestem żadnym terrorystą.
Jest pan jedyną osobą, której Polska po słowach
Witolda Waszczykowskiego w praktyce zakazała wjazdu. Czuje się pan
naczelnym polonofobem Ukrainy?
Dziwi mnie to. Nieoficjalnie wiem, że ta sytuacja
wynikła z mojego stanowiska, by przy upamiętnianiu ofiar postępować
zgodnie z prawem ukraińskim. Z tymi bzdurami, które opowiadał minister
Witold Waszczykowski, wiceminister Bartosz Cichocki i rzecznik MSZ,
zamierzam pójść do sądu. Co prawda nie wymieniali oni mojego nazwiska,
ale mówili o urzędnikach, którzy chodzą w esesmańskich mundurach. Nigdy
takiego nie założyłem. Nigdy nawet nie byłem rekonstruktorem
historycznym. Zajmuję się poszukiwaniem i pochówkiem żołnierzy różnych
armii, w tym armii niemieckiej. Premier Mateusz Morawiecki składał
kwiaty na mogile żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej. On też propaguje
nazizm? Czemu Morawiecki może składać kwiaty na grobach żołnierzy,
którzy kolaborowali z III Rzeszą, a ja nie mam prawa złożyć kwiatów na
grobach Ukraińców, którzy służyli w dywizji Hałyczyna (14. Dywizja
Grenadierów Waffen SS – red.) i których ekshumowaliśmy i pochowaliśmy
ponownie zgodnie z chrześcijańskim obyczajem? Podobnie zresztą jak
żołnierzy innych armii i narodowości.
Dlaczego zablokował pan ekshumacje w Kostiuchnówce?
Zgodnie z ukraińskim prawem prace związane z
poszukiwaniem, ekshumacją i ponownym pochówkiem mogą przeprowadzać
wyłącznie struktury ukraińskie. W przypadku poszukiwań mogą to być
organizacje społeczne, a w przypadku ekshumacji i pochówków –
wyspecjalizowane przedsiębiorstwa. Zgodnie z umową polsko-ukraińską
takie ekspedycje mogą być wspólne. Często w prasie pojawia się
stwierdzenie, że nie dopuściliśmy polskich archeologów do miejsc
ekshumacji. Oni nie mają prawa samodzielnie niczego robić. To muszą być
wspólne poszukiwania. Zgodnie z umową strona powinna zwrócić się do
drugiego państwa ze wskazaniem terminu, lokalizacji i spisu osób
uczestniczących w ekspedycji. Strona ukraińska powinna być tam stroną
przeprowadzającą poszukiwania, a Komisja oraz Instytut Pamięci Narodowej
Ukrainy (INP) mogą delegować swoich pracowników lub kontrolować pracę.
Było wspólne oświadczenie moje i INP, że po wydarzeniach w
Hruszowicach…
…do Hruszowic jeszcze wrócimy…
…wprowadzamy moratorium na wspólne
przedsięwzięcia, dopóki nie poznamy perspektywy odbudowy zrujnowanych
ukraińskich pomników w Polsce. Uważam, że mamy do czynienia z
Europejczykami i chrześcijanami, którzy rozumieją, że niszczenie
pomników na cmentarzach nie jest zachowaniem europejskim,
chrześcijańskim ani partnerskim. Ogłosiliśmy też moratorium na
legalizację polskich pomników na terenie Ukrainy, a jest ich trzy-,
czterokrotnie więcej niż ukraińskich w Polsce. Piłka jest po stronie
Polski.
Co się stało w Kostiuchnówce?
Ukraińska organizacja Wołynśki Starożytnosti
zwróciła się do polskiego IPN o przeprowadzenie wspólnej ekspedycji, nie
zwracając się w tej sprawie ani do Komisji, ani do ukraińskiego INP.
Był tylko telefon, że zamierzają ją przeprowadzić razem z Polakami.
Poprosiłem o oficjalne pismo, którego nie otrzymałem. Polski IPN z
fantastyczną prędkością – co wskazuje, że operacja, której celem było
obejście ukraińskiego prawa, była szykowana od dawna – zorganizował
delegacje swoich pracowników i archeologów, a po trzech dniach zaczęto
prace na miejscu. Czy partnerzy tak postępują? Dlatego zwróciłem się do
władz obwodu wołyńskiego, by zareagowały. Wołynśki Starożytnosti
systematycznie naruszają ukraińskie prawo. Nie złożyły sprawozdań z
przeprowadzonych prac za lata 2014–2015, więc w 2016 i 2017 r. nie
otrzymały już zezwoleń. I za to Szeremecie zakazano wjazdu, bo Szeremeta
prosi o przestrzeganie prawa.
Problem w tym, że jest pan równolegle dyrektorem
Doli, firmy, która zajmuje się poszukiwaniami i ekshumacjami. Zachodzi
zatem konflikt interesów.
Dola to przedsiębiorstwo komunalne lwowskiej rady
obwodowej. To nie moja prywatna firma wbrew temu, co piszą polskie media. Nie ma tu konfliktu interesów, ponieważ jako sekretarz komisji
nie otrzymuję wynagrodzenia.
Jakich decyzji Warszawy w sprawie pomników oczekuje strona ukraińska?
Rok temu wystarczyłoby, gdyby polski IPN albo
Ministerstwo Kultury powiedziały: drodzy Ukraińcy, tamte pomniki były
postawione nielegalnie, ale potępiamy sposób, w jaki zostały zniszczone,
uważamy, że niszczenie pomników na cmentarzach jest zachowaniem
niegodnym i wzywamy do wspólnej pracy nad ich odnowieniem. Niestety IPN i
resort kultury uznały, że wszystko jest okej, bo pomniki były
nielegalne. Teraz oczekujemy też jasnego sygnału o odbudowie
zrujnowanych pomników na cmentarzach i ich odbudowy.
O ile wiemy, nasze władze chciały zalegalizować ukraińskie pomniki. Nikt nie cieszył się z ich niszczenia.
To nieprawda. Od kwietnia 2017 r. nie otrzymaliśmy
żadnego sygnału od polskich instytucji co do możliwości odbudowy
zrujnowanych pomników cmentarnych.
Bo to sprawa władz lokalnych, a nie centralnych.
Nieprawda. Jest ustawa o grobach wojennych i ustawa
o IPN, w których wszystko jest jasno opisane. Przez 10 lat, kiedy
przyjeżdżałem do Lublina, Rzeszowa i innych miejscowości, proponując
wspólne projekty, słyszałem, że bez decyzji Warszawy niczego nie można
zrobić. Polskie instytucje grają finezyjnie. W słowach wszyscy są
otwarci na współpracę, a realnie urządzają taki futbol… Na ile znam
polskie prawo, władze lokalne nie mają prawa decydować o likwidacji
takiego pomnika ani go demontować bez zgody Warszawy i wbrew umowie.
Poza tym cywilizowany demontaż pomnika to taki, gdy informuje się stronę
ukraińską i gdy odbywa się on na mocy decyzji odpowiednich władz. Czy w
Hruszowicach mieliśmy z nim do czynienia? W obecności wójta pomnik
zniszczyli przedstawiciele radykalnych organizacji w koszulkach z
antyukraińskimi napisami. To nie jest cywilizowany demontaż. Niestety,
Ministerstwo Kultury i IPN popierają ten wandalizm.
Strona polska ma precyzyjne stanowisko: godzimy się
na pomniki na grobach, ale nie godzimy się na nielegalne pomniki poza
nimi. To przykład Hruszowic, w których według Polaków pod pomnikiem nie
ma ciał, a według Ukraińców – są. Kiedy w 2017 r. w Charkowie gościł Andrzej Duda, mówiło się o wspólnych badaniach, by sprawdzić, kto ma
rację.
Nie otwierajmy puszki Pandory. Gdy mówimy o
ukraińskich pomnikach w Polsce, na tych cmentarzach są pochowani
żołnierze UPA. Większość uszkodzonych pomników dotyczyła upowców, którzy
nie mieli nic wspólnego z wydarzeniami na Wołyniu. Tych, którzy zginęli
z rąk komunistów. Albo sowieckiego NKWD, albo polskich komunistów z UB,
Armii Ludowej itd. Tylko pojedyncze pomniki dotyczyły walk UPA z AK.
Czy polska władza, która deklaruje antykomunizm, w rzeczywistości
wspiera komunistów? Druga sprawa: nie mamy gwarancji, że w latach 90.
stawiano te pomniki dokładnie w miejscu pochówku. Wiemy na pewno, że
chodzi o te konkretne cmentarze. Starsi ludzie, którzy wskazywali
miejsca, mogli się pomylić co do dokładnego miejsca pochówku. A co,
jeśli ciała leżą 5 m dalej? A jeśli 50 m? Możliwe też, że na tych
właściwych miejscach w latach 70. czy 80. pochowano innych ludzi. Co
zrobić, jeśli badania to wykażą? Dlatego mówię o puszce Pandory. Czy
jesteście pewni, że pomnik w Hucie Pieniackiej stoi na miejscu pochówku?
Proponowaliśmy stronie polskiej wspólne badania. Wiceszef IPN Krzysztof
Szwagrzyk na spotkaniu we Lwowie w styczniu 2017 r. zapalił się do tej
idei. Ale członkowie delegacji mówili, że to problem, że dziennikarze
się zjadą, że może wyjdzie mniejsza liczba ofiar. Wszyscy wiedzą, że
liczba „około 1000 Polaków”, jaka widnieje na pomniku, jest wyssana z
palca. Gdybyśmy przeprowadzili ekshumację, poznalibyśmy realną liczbę
zamordowanych.

Continue reading...