Andrzej Bargiel, który jako pierwszy na świecie zjechał na nartach ze szczytu K2 (8611 m) do podstawy góry, wrócił do Polski. “Początkowo wszystko szło topornie” – przyznał na spotkaniu z dziennikarzami w Warszawie.
Andrzej Bargiel, który jako pierwszy na świecie zjechał na nartach ze szczytu K2 (8611 m) do podstawy góry, wrócił do Polski. „Początkowo wszystko szło topornie” – przyznał na spotkaniu z dziennikarzami w Warszawie.
Choć z wspinaczka w Himalajach nieodłącznie wiąże się przebywanie w bardzo niskich temperaturach, to ekipa przed dotarciem do Polski zdążyła się już przyzwyczaić do upałów i panująca obecnie w kraju aura ich nie zaskoczyła.
Podczas spotkania z dziennikarzami można było zobaczyć narty, na których zjechał, a także kombinezon z lekko przypaloną nogawką.
Bargiel podkreślił, że cała wyprawa była poprzedzona długimi przygotowaniami po to, aby zminimalizować ryzyko. Pomimo tego, że cała ekipa była niezwykle profesjonalna, to w takich warunkach i tak bardzo rzadko wszystko idzie gładko. Rok temu na szczyt K2 nie udało mu się dotrzeć, ale tym razem pokonał wszystkie trudności.
Sam zjazd również był bardzo skomplikowany, bo w górnej części odbywał się terenem, który nie był dokładnie znany.
Andrzejowi Bargielowi pomagano przez radio w pokonaniu stoku. Był obserwowany dzięki specjalistycznej lunecie.
Wielka radość ze zjazdu kilka dni później została jednak przyćmiona. Podczas wspinaczki dziewiczym, północnym filarem Latoku I, zginął Siergiej Głazunow. W ścianie pozostał bez sprzętu jego partner Aleksandr Gukow. Bargiel zadeklarował chęć dołączenia do ekipy ratunkowej, co ostatecznie nie było konieczne. Po pięciu dniach do Rosjanina dotarł śmigłowiec.
Andrzej Bargiel o swoich kolejnych wyzwaniach na razie nie mówi. Stwierdził, że nie chce denerwować mamy.
PAP/RIRM