Home Polish Polish — mix Czy liberalna demokracja już wykończyła Bułgarię?

Czy liberalna demokracja już wykończyła Bułgarię?

94
0
SHARE

Bułgarski kryzys polityczny jest symptomem finalnych faz agonii tzw. liberalnej demokracji. Żadne wybory tego nie zmienią. Od czterech lat o systemowym kryzysie, w którym pogrążony jest ten kraj przypominają kolejne przedwczesne wybory parlamentarne – siódme już od połowy 2020 roku. Wziąwszy jednak pod uwagę, że ta biegunka wyborcza jest jedynie symptomem problemu, można z pewnością …
Od czterech lat o systemowym kryzysie, w którym pogrążony jest ten kraj przypominają kolejne przedwczesne wybory parlamentarne – siódme już od połowy 2020 roku. Wziąwszy jednak pod uwagę, że ta biegunka wyborcza jest jedynie symptomem problemu, można z pewnością stwierdzić, że te zarządzone na najbliższą niedzielę nie przyniosą żadnych istotnych zmian. Chyba, że wydarzy się coś wyjątkowego i nieprzewidywalnego.
Jedyną osobą w bułgarskim życiu politycznym, która potrafiła w sensowny sposób odnieść się do tej sytuacji bez powtarzania frazesów o demokracji i wartościach, jest prezydent Rumen Radew. To on, jako jedyny, broni skromnych resztek honoru i dostojeństwa w bułgarskiej polityce.
Po rozpisaniu wyborów, Radew zorganizował spotkanie z przedstawicielami instytucji odpowiedzialnych za ich przygotowanie, w tym z kierownictwem Centralnej Komisji Wyborczej. Powiedział wówczas: „Ten kryzys nie znajdzie swojego rozwiązania, a my nie będziemy mieli ani rządu, ani parlamentu o wystarczającej legitymacji i trwałości, dopóki nie nastąpi poważna zmiana, jeśli chodzi o frekwencję wyborczą.” Jest to jakaś forma wcale trafnej diagnozy, ale niestety powierzchowna i dalece niewystarczająca.
Brakuje tu bowiem fundamentalnego pytania o przyczynę tak niskiej frekwencji wyborczej, która oscyluje wokół 30% od kilku lat.
Jest kilka dyżurnych odpowiedzi – zmęczenie społeczeństwa, zbyt wiele cykli wyborczych, brak zmian, rozczarowanie, demoralizacja – to wszystko, choć nie nieprawdziwe, nie tylko nie wyczerpuje tematu, ale w ogóle nie dotyka jego sedna. Za pojęciami demoralizacji i rozczarowania kryją się oczywiście głębsze, systemowe problemy.
Jeśli przyjrzeć się temu z perspektywy przeciętnego bułgarskiego wyborcy, brak udziału w wyborach nie jest patologią, a wręcz racjonalnym zachowaniem. Nie widzi on bowiem żadnych korzyści z uczestnictwa w obecnej systematyce politycznej, niezależnie od tego, gdzie na osi politycznej – lewica, prawica czy centrum – się plasuje.
Okoliczności, które obecnie obserwujemy, to manifestacja zinternalizowanego, kolektywnego doświadczenia w Bułgarii. Gdy niemal każde działania polityczne (a zwłaszcza głosowanie) nie tylko nie przynosi żadnych korzyści, a wręcz przeciwnie, pogłębia pauperyzację i cierpienie, normalną i przytomną reakcją jest ich zaniechanie. Oczywiście jest ona prymitywnym, biologicznym wręcz atawizmem, ale zrozumiałym i właściwym. Niezależnie zatem od tego, jak intensywnie agitowani będą Bułgarzy, nie będzie można liczyć na ich responsywność. Wiedzą o tym również decydenci i właściciele procesu wewnątrzpolitycznego w tym kraju. Wszystko to prowadzi do sytuacji, w której polityczne sztaby, zamiast oferować realne zmiany, koncentrują się na technicznym pozyskiwaniu jak największej liczby wyborców po to, by po raz kolejny utrwalić i przypieczętować istniejący stan rzeczy.
Prawda zaś jest taka, że owe sztaby polityczne i te organizacje, które teoretycznie powinny organizować życie polityczne w Bułgarii, w rzeczywistości nie są zainteresowane ani procesami politycznymi, ani tym bardziej masowym udziałem w nich obywateli. To coś na kształt odwrotnego sprzężenia zwrotnego. Bułgarzy nie biorą udziału w wyborach, ponieważ wiedzą, że nie mają czego oczekiwać od obecnego systemu (poza kolejnymi ciosami) i są z tym oswojeni. A z drugiej strony, klasa polityczna czuje się z tym od dekad już nadzwyczaj komfortowo, gdyż może zupełnie bezkarnie, od 1989 r., żerować na wszystkim co wypracowała Republika Ludowa.
Ten mechanizm zaś ujawnia kolejny fundamentalny problem, o którym politolodzy, socjologowie i „eksperci” milczą. Bułgarski system polityczny w żaden sposób i w żadnej mierze nie reprezentuje żadnych interesów społecznych. Mamy do czynienia z najczystszej formy demokracją niereprezentatywną.
Zgodnie z konstytucją tego kraju (oraz architekturą liberalnej demokracji w ogóle) celowość istnienia klasy politycznej ma polegać na publicznej reprezentacji kolektywnego interesu danej grupy społecznej.
Jednak partie w Bułgarii (poza do niedawna Bułgarską Partią Socjalistyczną) nie mają wyróżniających się elektoratów, opartych na wyodrębnionych grupach interesu, a więc nikt nie realnie ma powodu aby na nie głosować.

Continue reading...