Diogo Jota, 28-letni portugalski napastnik FC Liverpool, który w czwartek rano zginął w północno-zachodniej Hiszpanii w wypadku samochodowym, udawał się do swojego klubu po urlopie spędzonym w ojczyźnie. Podczas tragedii nie kierował autem – wynika ze śledztwa.
Diogo Jota, 28-letni portugalski napastnik FC Liverpool, który w czwartek rano zginął w północno-zachodniej Hiszpanii w wypadku samochodowym, udawał się do swojego klubu po urlopie spędzonym w ojczyźnie. Podczas tragedii nie kierował autem – wynika ze śledztwa.
Z policyjnych ustaleń, cytowanych przez portugalską telewizję SIC, wynika, że do tragedii doszło podczas podróży piłkarza do Liverpoolu. Do Anglii miał on dotrzeć autem prowadzonym przez swojego brata, 25-letniego Andre Silvę.
Według wstępnego dochodzenia przyczyną tragedii miało być pęknięcie opony w Lamborghini, gdy auto Portugalczyków wyprzedzało jeden z pojazdów na trasie A52 w hiszpańskiej miejscowości Cernadilla.
ZOBACZ TAKŻE: Tomasz Hajto namawiał Rogera Schmidta na prośbę Cezarego Kuleszy
Zdaniem najbliższych Diogo Joty, piłkarz udawał się do portu Calais w północnej Francji, aby wsiąść na prom do Anglii.