— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Grzegorz Kucharczyk, badacz historii Niemiec. Kłamliwy termin „polskie obozy koncentracyjne” stworzyli pod koniec lat pięćdziesiątych funkcjonariusze wywiadu Republiki Federalnej Niemiec, którzy w czasie wojny pracowali dla Rzeszy. To byli ludzie, którzy po kapitulacji Niemiec, znaleźli się w strefach okupowanych przez aliantów zachodnich, częściowo zostali przejęci przez Amerykanów, a potem zaczęli robić swoje na polu tak pojętej polityki historycznej. Był to wynik nierozliczenia się państwa niemieckiego ze zbrodniami popełnionymi przez Niemców w czasach wojny światowej. Praktycznie żadnego zbrodniarza, który przebywał na terenie , nie spotkała zasłużona kara, zwłaszcza za to, co zrobił na wschodniej Europy. Pojawił się wtedy w Niemczech również wysiłek natury semantycznej, który wydawał się być z góry skazany na porażkę, w myśl zasady opracowanej przez ministra propagandy Rzeszy Josepha Goebbelsa, że kłamstwa ciągle powtarzane, stają się prawdą. Było w to zaangażowanych wiele osób. Inne agendy rządowe nie reagowały na te oczywiste kłamstwa. Kariera tego kłamstwa przyspieszyła po 1989 r. Mamy do czynienia z zsynchronizowanym wysiłkiem, z jednej strony okazuje się, że symbolem dążeń wolnościowych Europejczyków był upadek muru berlińskiego, a z drugiej strony, że symbolem zła w wieku miały być „polskie obozy śmierci”.