Rząd premier Beaty Szydło na pewnie nie zacznie wprowadzać Polski do strefy euro w tej kadencji; w następnej „kto wie? “ – stwierdził w czwartek szef Stałego Komitetu Rady Ministrów Henryk Kowalczyk.
Kowalczyk był pytany w czwartek w Radiu Zet, czy Polska powinna wejść do strefy euro. „Uważam, że na tym etapie rozwoju gospodarczego nie“ – podkreślił. Dopytywany, na jakim etapie to zaangażowanie będzie uzasadnione odparł, że gdy będzie porównywalna siła nabywcza zarobków w Polsce i w strefie euro. Według Kowalczyka, gdy przeciętna pensja w Polsce będzie wynosiła około 10 tys. zł dopiero wtedy można już zacząć myśleć o wejściu do eurostrefy. Dopytywany, kiedy jego zdaniem to nastąpi, ocenił: siedem, osiem lat.
„Gdybyśmy teraz weszli do strefy euro to mamy dostęp waluty, do bardzo tanich kredytów, siła nabywcza nasza jest słabsza i mielibyśmy to, co w jest Grecji“ – stwierdził Kowalczyk.
Pytany, czy może z całą pewnością powiedzieć, że rząd premier Beaty Szydło Polski do strefy euro nie zacznie wprowadzać, odparł: „W tej kadencji na pewno, bo nie sądzę, żebyśmy doszli potencjałem ekonomicznym, w następnej – kto wie, ale na pewno nie w tej“.
Kowalczyk był też pytany o wycofanie się rządu z realizacji projekt wspólnego podatku, czyli scalenia podatku PIT i składki na ZUS, którego on był autorem. „Przygotowałem wszystko, jest praca zrobiona, odłożona, być może będzie wprowadzone. Natomiast ilość dużych reform, która była w tym roku zaplanowana, być może powoduje, że nie można wszystkiego na raz zrobić“ – powiedział minister.
Pytany, czy liczy, że temat wspólnego podatku wróci jeszcze w tej kadencji odparł: „Na ostatni rok kadencji trudno mówić o takiej reformie podatkowej, ale na pierwszy rok następnej kadencji czemu nie“.
Szef Stałego Komitetu Rady Ministrów był też pytany, czy jest zwolennikiem wypłacania 10 tys. zł za nieodejście na emeryturę w momencie osiągnięcia wieku emerytalnego. „Ja akurat o takim pomyśle nie słyszałem nic konkretnego. Oficjalnie w rządzie nie ma takiego pomysłu“ – powiedział.
Minister był też pytany, jak rząd chce zachęcać Polaków do dłuższej pracy i nieodchodzenia na emeryturę. „Oficjalnie to była rozmowa o tym, żeby przechodzili ludzie raz na emeryturę, czyli, żeby nawet ewentualna praca nie powodowała później przyrostu emerytury“ – zaznaczył. Jak dodał, postawienie tej kwestii w ten sposób, czyli „uczciwie“, „nie powoduje zachęty takiej, że i tak jestem na emeryturze, dorabiam i jeszcze podwyższam emeryturę“.