Premier Morawiecki chce być jak Piłsudski? Przynajmniej jedna rzecz na to wskazuje. Do tej pory w historii III RP żaden szef rządu nie łączył swej funkcji z pełnieniem obowiązków ministra. A Morawiecki zatrzymał dla siebie tekę ministra rozwoju i finansów. Takie zachowanie było charakterystyczne dla dwudziestolecia międzywojennego. Pasja historyka czy brak godnego następcy?
Mateusz Morawiecki jest z wykształcenia historykiem, a przy tym wielbicielem Józefa Piłsudskiego. Jeszcze jako prezes banku co roku 5 grudnia wysyłał współpracownikom sms-y przypominające o rocznicy urodzin „wielkiego Polaka”. Teraz – być może przypadkowo – nawiązuje do przedwojennych tradycji łączenia funkcji szefa rządu i ministra. Świeżo mianowany premier pozostaje bowiem na stanowisku ministra rozwoju i finansów (a w skład tzw. „superresortu” wchodzą także kwestie dawniej administrowane przez ministerstwo skarbu, które PiS w ubiegłym roku zlikwidował). To pierwszy tego typu przypadek w historii III RP.
Problemy kadrowe? Może, choć jeśli wierzyć medialnym przeciekom chętnych na teki zwalniane przez premiera nie brakowało. Nieoficjalnie mówiło się o tym, że następcą Morawickiego w resorcie finansów miał być Paweł Borys, a w resorcie rozwoju Jerzy Kwieciński.