Każde zwierzę w zoo ma niezwykłą historię. Niektóre mają mroczną przeszłość, inne – trudny charakter. Ogród zoologiczny jest pełen opowieści.
Erna nie wyróżnia się wielkością. Ma może nieco kwadratową czaszkę i dłuższe rzęsy od innych słonic. To ona zarządza małym stadkiem. Pod swoją kuratelą ma 21-letnie – Fryderykę i Bubę. Do niedawna zajmowała się też samcem Leonem. Jednak od kiedy wszedł on w nieznośną fazę życia nastolatka (ma 17 lat i stroi fochy jak prawdziwy nastolatek), został odizolowany od słonic.
– Tak zresztą dzieje się też w przyrodzie – opowiada Patryk Pyciński, opiekun słoni w warszawskim zoo. Samce pozostają w stadzie, dopóki nie wejdą w wiek dojrzewania. Wtedy opuszczają grupę i albo tworzą niewielkie stada kawalerskie, albo są samotnikami. My zdecydowaliśmy się odizolować Leona, kiedy w zeszłym roku próbował zarządzać Erną.
Erna rządzi sprawiedliwie
Po warszawskim ogrodzie zoologicznym oprowadza mnie Jakub Krzemiński z fundacji Panda, która od 1991 r. działa, by wspomagać rozwój warszawskiego zoo. Stoimy przy wybiegu dla słoni i podziwiamy zwalistą sylwetkę Leona. Trudno sobie wyobrazić, że przyleciał do Warszawy samolotem, choć był to Herkules, transportowy samolot wojskowy.
– Trzeba przyznać, że Leon był wtedy o wiele mniejszy. Teraz waży teraz 5,5 tony – opowiada jego opiekun. – Ale jego ojciec był jeszcze większy – ważył 7,5 tony, więc spodziewamy się, że Leon urośnie.
Leon pochodzi z hodowli w Izraelu. Tam z powodzeniem rozmnaża się i hoduje słonie afrykańskie. O własnym słoniowym potomstwie marzy też zoo w Warszawie. Wygląda jednak na to, że jeszcze jakiś czas marzenia się nie ziszczą. – Leon może zostać ojcem chyba tylko na skutek inseminacji. Jego nasienie nie jest najwyższej jakości, bo w jego linii dochodziło do rozmnażania blisko spokrewnionych słoni. A ze wszystkich trzech słonic, które mamy, cykl rujowy ma tylko Fryderyka – opowiada Patryk Pyciński. Buba jest najniżej w hierarchii stada – te słonice zwykle nie biorą udziału w rozrodzie grupy. A Erna nie ma rui.
Może ma to związek z jej przeżyciami, przeprowadzkami? Erna ma 32 lata i urodziła się w Zimbabwe. Były lata 80. i w tym czasie powszechną praktyką było sprowadzanie do ogrodów zoologicznych zwierząt z ich naturalnego środowiska. – Teraz już się tak nie robi – wyjaśnia mi Ewa Zbonikowska-Rembiszewska, prezes fundacji Panda. – Europejskie ogrody zoologiczne zrzeszone są w organizacji, która kontroluje hodowlę zwierząt. Każdy gatunek ma swojego koordynatora, który decyduje, jaki ogród zoologiczny ma najlepsze warunki, by mieć dane zwierzę. Sprawdza też jakość życia zwierząt. I to właśnie między ogrodami zoologicznymi wymieniane są zwierzęta.
PRZECZYTAJ TEŻ: Ten żółw ma zielone włosy i oddycha przez… genitalia
I tak pierwszym domem Erny była Holandia. Mieszkała w Beekse Bergen Safari Park. Była tam drugą słonicą w stadzie. Do Warszawy przyjechała w kwietniu 2009 r. i jej przybyciem emocjonowały się media, bo Erna ma za sobą historię kryminalną. W Holandii zabiła swojego opiekuna.
– W niektórych ogrodach zoologicznych opiekunowie są w bezpośrednim kontakcie ze zwierzętami. U nas się tego nie praktykuje – mówi Jakub Krzemiński. W parku safari słonie były tresowane, a Erna ma dość trudny charakter. Tak naprawdę nikt nie wie, dlaczego doszło do śmierci opiekuna. – Może zachował się w sposób, który Erna uznała za zagrażający stadu? – zastanawia się opiekun słoni. – Jako druga po przywódczyni czuła się za stado odpowiedzialna i chciała wyeliminować zagrożenie?