W wygranym przez Bayern 2:0 meczu z AEK-iem Ateny polski napastnik zdobył bramkę, dzięki której awansował na dziewiąte miejsce w strzeleckiej klasyfikacji wszech czasów tych rozgrywek.
Goli w Lidze Mistrzów wbił już Lewandowski w sumie 47, o jednego więcej niż Eusébio – mityczny portugalski snajper sprzed dekad, znany jako „Czarna perła z Mozambiku” – oraz Filippo Inzaghi. I już wkrótce powinien zdystansować kolejne sławy: Zlatana Ibrahimovicia, Andrija Szewczenkę (po 48), Alfredo di Stéfano (49) i Thierry’ego Henry’ego (50), którzy albo pokończyli kariery, albo grają daleko od Europy (ten pierwszy). Być może dokona tego już bieżącej jesieni.
Kapitan reprezentacji Polski wyraźnie odzyskał bowiem formę. W weekend niemal w pojedynkę rozbroił Wolfsburg. Zdobył dwie bramki, przy trzeciej miał asystę i oddał jeszcze kilka groźnych strzałów – rozegrał mecz niemal perfekcyjny, kończąc zaskakująco długi, jak na jego standardy, niemal miesięczny okres gry bez gola. W historycznej klasyfikacji Bundesligi zajmuje jeszcze wyższą pozycję (szóstą) i już tylko siedmiu trafień brakuje mu do wyprzedzenia Claudio Pizarro, co uczyni go najskuteczniejszym obcokrajowcem w dziejach tych rozgrywek.