Zdaniem ekspertów Iranowi nie zależy na otwartej wojnie z USA, którą musiałby przegrać. Nie cofa się jednak przed nękaniem Ameryki. Dlaczego administracja Joe Bidena odpowiedziała tak późno?
Siły USA zainicjowały w piątek akcję odwetową przeciwko bazom irańskich bojówek w Syrii i Iraku, które w ubiegły weekend zabiły z użyciem dronów trzech amerykańskich żołnierzy w Jordanii. Biały Dom podkreśla, że Ameryka nie zaatakuje celów w samym Iranie.
Jak poinformował sztab Centralnego Dowództwa Wojsk USA na Bliskim Wschodzie (CENTCOM), atak rozpoczął się o północy z piątku na sobotę (czasu lokalnego). W uderzeniu na 85 celów wzięły udział bombowce B-1b wyposażone w 24 rakiety cruise. Zbombardowały obsługiwane lub sponsorowane przez irańskie Korpusy Gwardii Rewolucyjnej (tzw. siły Kuds) sztaby dowodzenia i kontroli, centra wywiadu i logistyki oraz wyrzutnie rakiet i dronów. W ataku użyto 125 precyzyjnych pocisków.
Trafiono 85 celów w bazach rozlokowanych głównie we wschodniej Syrii, w pobliżu granicy z Irakiem, w okolicach miejscowości Mayadin, Quriya, Rahba i Deir Ezor, gdzie znajdują się ośrodki telekomunikacji i składy broni Kuds. Według wstępnych doniesień wielu członków bojówek zginęło, choć dokładne straty nie są jeszcze znane. Wszystkie amerykańskie bombowce bezpiecznie powróciły do swoich baz. Szef Pentagonu Lloyd Austin podkreślił jednak, że to dopiero początek odwetowej akcji.
W Waszyngtonie słychać pytania, czy skutecznie wyeliminuje ona groźbę kolejnych ataków na siły amerykańskie w regionie albo przynajmniej odstraszy je od następnych takich działań.