Start Polish — mix Podolak: To nie jest pytanie "czy", tylko "kiedy" wyzwolimy południe Ukrainy

Podolak: To nie jest pytanie "czy", tylko "kiedy" wyzwolimy południe Ukrainy

152
0
TEILEN

Rosji nie zależało i nie zależy na pokoju. Podtrzymując sztucznie negocjacje, chciała wciągnąć nas w pułapkę. Putin wiedział, że nie zgodzimy się na jego warunki, a wtedy ogłosiłby światu: „Zobaczcie, skończyliśmy
Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski: Ostatnio rozmawialiśmy w połowie marca. Mówił pan wtedy, że lada moment zostanie podpisana umowa pokojowa z Rosją. Dlaczego nie doszło do jej zawarcia?
Mychajło Podolak, doradca prezydenta Ukrainy: Wtedy nie mieliśmy pełnego obrazu tego, jaki typ wojny prowadzi Rosja. Wiedzieliśmy, że ostrzeliwuje cywilów, ale nikt nie miał pojęcia, że zaplanowała ludobójstwo, a wojsko rosyjskie jest nastawione na popełnianie zbrodni wojennych.
Pod koniec marca w Stambule odbyła się ostatnia runda negocjacji. Rosjanie wycofali się z obwodu kijowskiego. Zobaczyliśmy masowe groby w Buczy. Zrozumieliśmy, że Rosja nie napadła na Ukrainę, żeby osiągnąć cele wojskowe. Chodzi o zniszczenie Ukraińców i państwa ukraińskiego jako takiego. Putin będzie dążył do tego bez względu na koszty. A negocjacje? Od początku były potrzebne Rosji tylko do odwrócenia uwagi.
Przedtem grupy negocjacyjne – ukraińska i rosyjska – spotykały się osobiście albo pracowały on-line niemal codziennie. Która ze stron przerwała ten proces?
Rosja chciała dalej prowadzić negocjacje. Zachowywała się, jakby nic się nie stało. Stwarzała pozory. Chciała umocować swoje prawo do zabijania cywilów. Stawiała ultimatum. Dla nas taka forma rozmów była niedopuszczalna. Naszym podstawowym wymogiem było wycofanie się wojsk rosyjskich na granice z co najmniej 24 lutego. Rosja nie zamierzała tego robić. W sposób naturalny rozmowy przestały mieć sens.
Wznowienie negocjacji z Rosją jest możliwe jedynie, kiedy dozna ona istotnej porażki na polu bitwy.
Gerhard Schroeder, były kanclerz Niemiec, po wizycie w Moskwie twierdził, że Putin jest gotów do wznowienia negocjacji z Ukrainą.
Schroeder jest politykiem z nikczemną reputacją. Opłacaną przez Kreml marionetką. Mówi to, co wcześniej słyszeliśmy od Ławrowa, Pieskowa i samego Putina.
Tak, Rosja chciałaby rozmów pokojowych. Nie jest to jednak szczera propozycja, tylko pułapka. Bo nie chodzi o zakończenie wojny, a o umocnienie swoich pozycji. Chce przypieczętować terytorialne zdobycze, dopóki jest na szczycie możliwości wojskowych. W tym samym celu szantażuje Europę, licząc, że kłopoty gazowe w przypadku ciężkiej zimy doprowadzą do tego, że UE zmniejszy wsparcie dla Ukrainy.
Załóżmy, że Ukraina się zgadza i siada do stołu negocjacyjnego z Rosją. Następuje zawieszenie broni. Wtedy Rosja stawia ultimatum: Ukraina ma uznać obecną linię frontu za nową granicę. My oczywiście nie zgadzamy się na aneksję czterech naszych obwodów. Działania bojowe zostają wznowione. Wówczas rosyjska propaganda rozpowszechnia w Europie przekaz: „Zobaczcie, skończyliśmy już wojnę, ale Ukraina znowu atakuje“. Robią z nas inicjatora nowego etapu wojny. W Europie mogą tego nie zrozumieć.
A teraz rozumieją? Obecny kanclerz Niemiec od początku wojny jest oskarżany, również w swoim kraju, o celowe opóźnianie dostaw broni dla Ukrainy. Część analityków uważa, że Olaf Scholz cały czas liczy na zawarcie pokoju.
To jest bardziej skomplikowane i nie sprowadza się osobiście do Scholza. W Europie długi czas dominowało podejście, że Rosja jest dobrym partnerem z potężnym surowcowym potencjałem. Wciągnięcie jej do jednej ekonomicznej przestrzeni, miało zwiększyć bezpieczeństwo regionu. Angela Mekrel była jednym z architektów tej koncepcji.
Dzisiaj niemieckie elity polityczne muszą się z tego wycofać. Przebudować swoje podejście do Rosji. A to jest ciężkie i czasochłonne. Scholz zmienia polityczny kurs Niemiec, choć robi to bardzo delikatnie. Oczywiście, chcielibyśmy, aby Niemcy przyśpieszyli dostawy broni. Czas nagli. Jest dla nas najważniejszy. Bo im szybciej, im więcej dostaniemy broni, tym mniejsze będą straty. Niemniej jednak Niemcy zajęły dziś wyraźnie proukraińską pozycję.
Mówi pan, że nie da się z Rosją negocjować, ale jednak udało się dojść do porozumienia w sprawie odblokowania portów i wywozu ukraińskiego zboża. Od czego zależał sukces tych negocjacji?
To dwie zasadniczo różne sprawy. Wielka umowa o wojnie i pokoju jest niemożliwa, bo Rosja nie jest w tym zainteresowana. Kreml uważa, że Ukraina powinna zniknąć z powierzchni Ziemi i to drogą militarną. Pretenduje też do Mołdawii, Gruzji czy Kazachstanu. Robi to, żeby dyktować Europie zasady gry. Dla pokoju nie ma miejsca w tych planach.
W porównaniu z tym umowa o eksporcie zboża jest malutkim dokumentem. W dodatku nie była zawierana między Ukrainą a Rosją, tylko pomiędzy Ukrainą, Turcją i ONZ i osobno Rosją, Turcją i ONZ. Każdy miał w tym swój interes. Dlatego tę umowę udało się podpisać.
Turcja była zainteresowana odblokowaniem szlaków handlowych na Morzu Czarnym i posiadaniem wpływu na dostawy zboża na rynek światowy. Tym samym zwiększyła swoje znaczenie w regionie. Reputacja Turcji i osobiście Erdogana jest gwarancją wykonania tej umowy. Natomiast ONZ zależało, aby uniknąć głodu w Afryce, który spowodowałby kolejną falę uchodźców do Europy.
Jaki w tym był interes Rosji?
Tylko wizerunkowy. Kryzys imigracyjny byłby Rosji na rękę. Europejskie społeczeństwa zaczęłyby wywierać presję na swoje rządy, a rządy na Ukrainę, aby podpisała ugodę na rosyjskich warunkach i zakończyła wojnę.
Ale Rosja jest też świadoma, że na światowej arenie ma bardzo toksyczną reputację. Afrykańskie państwa jako jedne z niewielu odnoszą się do wojny przeciw Ukrainie neutralnie albo ją wspierają. Więc chcąc uniknąć oskarżenia o spowodowanie głodu w państwach sojuszniczych, Rosja podpisała tę umowę.

Continue reading...