Łatwo można przeoczyć, że w środę chodziło o przyszłość wojny w Ukrainie, a na pewno o bezpieczeństwo Europy. W sumie o sprawy przynajmniej odrobinę ważniejsze niż walki statusowe małego i dużego Pałacu.
Któż mógł przypuszczać, że rozmowy przed szczytem istotnym dla naszej części świata zostaną w Polsce sprowadzone do wskrzeszenia wojny o krzesło. Młodsi czytelnicy mogą nie wiedzieć, ale starsi na pewno pamiętają, jak swego czasu prezydent Lech Kaczyński, który był tu stroną ofensywną, dostarczał z premierem Donaldem Tuskiem osobliwych kadrów z europejskich szczytów. Spierali się o to, kto – głowa państwa czy szef rządu – powinien w Brukseli reprezentować Rzeczpospolitą.