Podczas ostatniej konferencji prasowej prezydent Obama wskazał zagrożenia, które niesie administracja Trumpa: wzmocnienie zinstytucjonalizowanej dyskryminacji, kneblowanie opozycji i mediów, utrudnianie udziału w wyborach kolorowym mniejszościom a także masowe deportacje imigrantów, którzy mieszkają w USA od dzieciństwa, kończyli tu szkoły i kulturowo są Amerykanami bardziej niż osoby przyjeżdżające legalnie jako dorośli.
Obama zapowiedział, że w przypadku łamania przez następcę pryncypiów amerykańskiego etosu, będzie protestować. Niestety, eksprezydentów USA mało kto słucha. Tutejszą kulturę polityczną cechuje duża brutalność w realizowaniu zasady: umarł król niech żyje król. Gdy nowy przywódca złoży przysięgę, media i społeczeństwo zaczynają kompletnie ignorować poprzedniego. Zaraz po ceremonii, żegnany przez garstkę przyjaciół opuszcza on stolicę i wraca do rodzinnego domu na prowincji. A partią, która przegrała wybory prezydenckie, kierują szefowie jej klubów w obu izbach Kongresu.
