Robert Górski będzie miał z „ Uchem prezesa ” problem. A właściwie nie tyle z „Uchem prezesa”, co przez nie. Stanie się – a właściwie już się dzieje – to, co przewidywałem tuż po wypuszczeniu pierwszego odcinka: zacznie się od euforii po stronie najszerzej pojętej opozycji (czyli ogólnie mówiąc wśród ludzi PiS-owi niechętnych), którzy przekazywali będą sobie linki dodając opisy w rodzaju: „ale im dopier…”, „ale po nich pojechał”, „nareszcie ktoś się odważył”. Górski stanie się na chwilę sztandarową postacią antyPiSu i „naszym człowiekiem”. Ale po chwili przyjdzie refleksja i konstatacja, że taki serial Prezesowi Polski robi przecież lepiej, niż gorzej, bo to zawsze robi obiektowi satyry dobrze. I opozycja – też ta rozumiana najszerzej – zacznie zazdrościć PiS-owi takiego serialu, dzięki któremu ich lider staje się nagle człowieczy. Chwilę później autor serialu zostanie uznany za postać cokolwiek dwuznaczną, żeby wreszcie zostać ochrzczonym „przydupasem” nowej władzy, piątą kolumną w zwartych szeregach opozycji i lizusem liczącym na benefity. Dobrze, jeśli nie stanie się elementem jakiejś teorii spiskowej, wedle której cała akcja byłaby wcześniej przygotowaną akcją propagandową. Jeśli, bo nie zdziwię się, kiedy i taka wersja wydarzeń jednak się pojawi.