Nadal płacimy związkowcom za to, że oni de facto wywołują konflikty i sączą truciznę w organizm spółki. To są ludzie, którzy dotąd mówili prezesom LOT, co mają robić. Ja nigdy się nie poddam ich szantażom – mówi Rafał Milczarski, prezes PLL
« Zdumiewające jest to, jak wąska grupa liderów związkowych, jakieś 5-10 osób, jest w stanie zogniskować na sobie uwagę mediów, podając różnego rodzaju nieprawdziwe informacje i karmić nimi społeczeństwo, de facto naruszając dobre imię i interes LOT-u » – odpowiada na e-stronie magazynu Forbes Milczarski, na pytanie, czy to prawda, że lepsze wyniki LOT zostały okupione kosztem zwiększenia opóźnień lotów, usterkowości floty i frustracji załogi. Prezes dodaje, że frustracji wśród pracowników « absolutnie » nie widzi. « Jakie są niby powody do frustracji, jeśli od 2016 r. 550 osób zostało awansowanych, dzięki temu, że firma się rozwija? Wreszcie można w LOT awansować. Proszę wyobrazić sobie, że ludzie byli po 15 lat pierwszymi oficerami, teraz większość została kapitanami i ma wzrosty wynagrodzenia rzędu kilkudziesięciu procent » – powiedział Milczarski.
Jak tłumaczył prezes PLL LOT, awans z młodszej stewardesy na starszą skutkuje wzrostem wynagrodzenia o 80 proc. « Oczywiście nadal płacimy związkowcom za to, że oni de facto wywołują konflikty i sączą truciznę w organizm spółki. To są ludzie, którzy dotąd mówili prezesom LOT, co mają robić. Ja nigdy się nie poddam ich szantażom. Jestem finansowo niezależny i nie zamierzam iść na zgniłe kompromisy. Nie zamierzam też nikogo przekupywać ani błagać, żeby przestał szkodzić swojej firmie » – podkreśla.