Czemu miało służyć przesłuchanie Donalda Tuska przed komisją śledczą ds. Amber Gold? Wbrew pozorom, nie chodziło o zaszkodzenie Tuskowi już na obradach. Członek komisji zdradza, że celem PiS ma być zamienienie stenogramu z komisji na akt oskarżenia przed Trybunałem Stanu.
Jakub Noch 06 listopada 2018 J estem przekonany, że to przesłuchanie miało na celu zdobycie odpowiedniego materiału do wykreowania ze stenogramu obrad komisji aktu oskarżenia Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu. Oto właśnie im chodzi – mówi #TYLKONATEMAT członek komisji śledczej ds. Amber Gold Witold Zembaczyński. Cieszył się pan, gdy przed dwoma laty został delegowany przez Nowoczesną do komisji śledczej ds. Amber Gold?
To moja pierwsza kadencja poselska, więc propozycja uczestniczenia w tej komisji była dla mnie szansą wypłynięcia od razu na szerokie wody. Były to też wody wzburzone, ze względu na skomplikowaną materię. Przecież prawie połowa aparatu państwowego była w zakresie prac komisji. A ilość stron do przeczytania… To było coś monumentalnego!
Warto zaznaczyć, że praca w tej komisji nie jest dodatkowo premiowana przez Sejm, więc pobudki ekonomiczne nie wchodziły w grę. Jednak jest to niezwykle interesujące wyzwanie, gdyż śledztwo sejmowej komisji pozwala pozyskać wiedzę z zakresu niedostępnego dla innych posłów. Zanęcony tą wizją zgodziłem się więc na wejście w skład komisji… A jak to wygląda przez pryzmat czasu? Będzie pan z dumą wpisywał komisyjne doświadczenie do CV?
Wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał raport końcowy. Jeśli będzie on stekiem bzdur i plątaniną konfabulacji pani przewodniczącej, będę zmuszony przygotować zdanie odrębne. W ogóle polityczną patologią jest fakt, że ten raport powstaje bez udziału posłów opozycji i naszych doradców. Niestety, taki system pracy obrano ze względu na plan wypromowania Małgorzaty Wassermann na urząd prezydenta Krakowa.
Jednocześnie muszę przyznać, że wartościowe było przebycie tych 140 przesłuchań. Pokazało to, jakimi kadrami dysponuje państwo polskie i jak te kadry odnajdują się w sytuacjach niestandardowych. To podstawy do działań w ramach pakietu naprawczego, w kwestii którego jeszcze nie wszystko zostało zrobione.
Czy drugi raz zdecydowałbym się na pracę w komisji ds. Amber Gold…? Nie mogę jeszcze jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno było to jakieś cenne doświadczenie. Prawda jest jednak taka, że efekty działań komisji zależą zawsze od jej składu i stylu pracy. Oczywiście najbarwniejszy styl zapewniał komisji Marek Suski i jego odejście było niepowetowaną stratą… Odkąd Marek Suski z komisji zniknął, wszyscy czekali już tylko na przesłuchanie Donalda Tuska. Ma pan odczucie, że w poniedziałek przesłuchiwany był najważniejszy « macher » afery Amber Gold?
Mam raczej poczucie, że przesłuchiwałem najważniejszy gatunek łowny na liście PiS. Wraz z początkiem prac komisji tym gatunkiem stał się Donald Tusk. Ostatecznie jednak nie tylko nie dał się on upolować, ale jeszcze boleśnie poturbował myśliwych. Od początku Donald Tusk sprawił, że to przesłuchanie przebiegało według jego reguł gry. On naprawdę pożarł komisję. Jest pan zadowolony z tego, jak wyglądała pańska część przesłuchania?
Pozwolono mi zadać pytania jako ostatniemu członkowi komisji. Wcześniej byłem w stałym kontakcie z moim doradcą i asystentem – podczas prac komisji komunikujemy się za pomocą aplikacji – i sukcesywnie wykreślaliśmy kolejne wątki, o które zamierzałem Donalda Tuska pytać. Na koniec okazało się, że ponad 80 proc. wątków z mojej listy zostało już poruszonych wcześniej. Uznałem wówczas, że trzeba zmienić formułę.
Z krótkich i treściwych pytań przeszedłem na bardziej opisowe. Chciałem uzyskać od Donalda Tuska odpowiedź na pytanie, czy zdaje sobie sprawę z tego, jak konsekwencje tej afery wpłynęły na bieżącą politykę. Stąd moje pytania o wpływ afery Amber Gold na tzw. reformę wymiaru sprawiedliwości. Bo przecież kazus Amber Gold był odmieniany przez wszystkie przypadki w PiS-owskim projekcie zmian w ustawie o prokuraturze.
Donald Tusk na te pytania odpowiedział konkretnie, więc z mojej części przesłuchania jestem dość zadowolony. Mam poczucie, że na koniec obrad udało mi się wprowadzić spokój. Nie było już żadnych przepychanek. Cieszę się też z tego, że od razu zaryzykowałem obalenie tej tezy, iż opozycyjna część komisji jest « ustawiona » ze świadkiem. No właśnie, wielu mówiło, że Krzysztof Brejza i pan byliście dogadani z Donaldem Tuskiem i daliście mu fory.
Czołowi dziennikarze rządowych mediów wypisywali do mnie z pytaniem, czy ja też « uczestniczę w tej ustawce ». To sprowokowało mnie do postawienia sprawy jasno. Oni założyli, że to musi być ustawka, bo to taki typowy mechanizm obronny PiS… Gdy coś nie idzie po ich myśli, uciekają w teorie spiskowe.
A ja wiedziałem od początku – między innymi na podstawie materiałów niejawnych – że przesłuchanie Donalda Tuska nie będzie przełomowe. Przełomem mogło być tylko wyciągnięcie w ostatniej chwili jakiegoś koronnego dowodu.
Przez chwilę nawet myślałem, że coś takiego się pojawiło, gdyż 40 minut przed rozpoczęciem obrad przyszły do nas SMS-y z sekretariatu komisji, w których informowano o wpłynięciu nowych dokumentów z ABW. Szybko okazało się jednak, że nie zawierały one tego, co miało być gwoździem do politycznej trumny Tuska.
Jestem przekonany, że to przesłuchanie – szczególnie na początku, gdy przewodnicząca Wassermann zadawała pytania z elementarza odpowiedzialności konstytucyjnej premiera – miało na celu zdobycie odpowiedniego materiału do wykreowania ze stenogramu obrad komisji aktu oskarżenia Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu. Oto właśnie im chodzi.
Aby postawić Tuska przed TS potrzeba głosów 276 posłów, więc w PiS zapewne chcą poczekać aż do 2019 roku. Zakładają, że wezmą się za niego po kolejnym zwycięstwie w wyborach parlamentarnych. Gdyby zdobyli odpowiednią większość, byliby rzeczywiście zdolni do szybkiego oskarżenia, osądzenia i zablokowania Tuskowi drogi do prezydentury w 2020 roku. Pańskim zdaniem ten polityczny show z poniedziałku przybliżył PiS do zwycięstwa w przyszłorocznych wyborach?
Polityczne skutki mogą być takie, że u większości wyborców uruchomi się znany mechanizm utożsamiania się z tym, kto występuje w roli ofiary nagonki. Możemy zaobserwować efekt podobny do tego ze sprawy Hanny Zdanowskiej w Łodzi. Tyle, że o wiele potężniejszy, bo o zasięgu ogólnokrajowym. To byłoby opłakane w skutkach dla tych, którzy chcieli Tuska przyszpilić.
Mamy absolutną kapitulację komisji weryfikacyjnej, kapitulację komisji ds. Amber Gold i kapitulację już na samym starcie komisji VAT-owskiej, bo przecież każda z tych gwiazd młodego pokolenia – Jaki, Wassermann i Horała – przegrali walkę o prezydentury miast.
Home
Polish — mix Witold Zembaczyński #TYLKONATEMAT: Dla PiS przesłuchanie Tuska to był wstęp do Trybunału...