Home Polish — mix #Wszechmocne. Ewelina Kamińska: Niech wygra najlepszy, ale nie patrząc na płeć

#Wszechmocne. Ewelina Kamińska: Niech wygra najlepszy, ale nie patrząc na płeć

142
0
SHARE

Kobiety zaczęły przecierać szlaki w nauce stosunkowo niedawno. I choć mają do nadrobienia co najmniej kilkaset lat, coraz więcej z nich odważnie stawia swoje kroki na ścieżce naukowej kariery. Jak się okazuje
Od początku mojej działalności w Motivelina mówię o sobie, że jestem naukowczynią. Jeszcze parę lat temu brzmiało to bardzo obco, również dla mnie samej. Musiałam sobie przypominać, żeby używać feminatywów. Ale teraz jest zupełnie inaczej – « naukowczyni » stała się naturalnym słowem, przynajmniej w moich naukowych kręgach, i często używanym. Poza tym uważam, że jest fantastyczne i bardzo je lubię (śmiech). Co więcej, spotkałam się z wynikami badań, z których wynika, że aż 70 proc. ankietowanych nie miało nic przeciwko naukowczyniom i chętnie używa feminatywów w kontekście zawodów.Myślę, że to wynika z faktu, że przeciwnicy feminatywów wyrażają głośno swoje niezadowolenie, a ci, którym to nie przeszkadza, po prostu przechodzą nad tym do porządku dziennego – dlatego ta pierwsza grupa, choć mniej liczna, jest bardziej widoczna. To prawda. Są w nauce kobiety, które nie chcą być nazywane naukowczyniami, bo np. wolą, żeby nauka była aseksualna, albo uważają, że im to umniejsza. Ale według mnie, gdy mówimy o sobie – naukowczynie, to pokazujemy dziewczynkom, że istnieją kobiety badaczki. I w ten sposób kreujemy nową rzeczywistość, bo, póki co, jeśli damy dziecku kredki, kartkę i poprosimy, żeby narysowało naukowca, to narysuje mężczyznę.Liczne badania pokazują, że to, jakiego języka używamy, wpływa na percepcję dzieci. W jednym z nich dano dzieciom do rozwiązania trudne zadania z matematyki. Okazało się, że dziewczynki, które dostały polecenia napisane w rodzaju żeńskim, lepiej sobie z nimi poradziły. Jeśli więc w przyszłości mamy mieć więcej kobiet w nauce, to musimy zacząć od podstaw i używać żeńskich form.Naukowczynią w Polsce jestem dopiero od kilku miesięcy, ale mogę porównać to z tym, jak wyglądało to w Wielkiej Brytanii i Niemczech, gdzie wcześniej toczyła się moja naukowa kariera. W Wielkiej Brytanii nie czułam, by płeć odgrywała jakąkolwiek rolę. Nawet przez myśl mi nie przyszło, że mogłabym być gorzej traktowana jako kobieta, studiując genetykę. Ale po edukacji uniwersyteckiej dostałam się na doktorat do Monachium w Niemczech i zdałam sobie sprawę, w jakiej bańce żyłam. Tam widać było już wyraźnie różnicę w traktowaniu kobiet i mężczyzn w nauce. Profesorowie potrafili wprost rzucać do nas seksistowskie teksty albo zachowywać się w nieodpowiedni sposób. Byli w stanie chwalić naszych kolegów za to, że przychodzą do laboratorium w weekendy, a nam w tej samej sytuacji mówić, że przecież słonko pięknie świeci, więc powinnyśmy teraz być nad wodą i odpoczywać. W domyśle – nie ma potrzeby być taką ambitną i pracowitą, bo kolegom bardziej zależy na publikacjach.Po przyjeździe do Monachium musiałam zaliczyć kilka przedmiotów chemicznych. Gdy rozmawiałam o tych zaliczeniach z profesorem, usłyszałam, że jeśli chciałabym w przyszłości zostać blisko nauki, czyli osiągnąć cokolwiek więcej w życiu niż doktorat, to powinnam wyjść za chemika. Tak jakby z góry założył, że tylko mąż chemik może mnie trzymać blisko nauki, bo sama niczego nie osiągnę.Z moją buntowniczą naturą nie mogłam takich sytuacji pomijać milczeniem i starałam się stawiać na swoim, w grzeczny i kulturalny sposób, przypominając profesorom, że są tu też kobiety. Mężczyźni, którzy walczyli o swoje, byli chwaleni, a kiedy ja robiłam to samo co moi koledzy, to słyszałam, że jestem agresywną feministką. Mimo że robiłam to naprawdę w kulturalny sposób.W laboratoriach każdy z nas nosił fartuch, ale w innych sytuacjach na uczelni ubieraliśmy się stosownie do pory roku – latem zakładając szorty i krótkie rękawki. Miałam profesorów, którzy kazali nam się okrywać, kiedy z nimi rozmawiałyśmy, bo « nie mogli się skupić ». Mimo że nie miałyśmy na sobie mniej odzienia niż nasi koledzy. Żartowałyśmy, że w laboratorium mamy burkę, którą zakładamy na spotkania z profesorami – to była taka duża bluza, która zakrywała nas od góry do dołu, żeby przypadkiem naukowa rozmowa nie schodziła na temat naszego ubioru.

Continue reading...