Obywatele i obywatelki z ruchów na rzecz oświaty, zaangażowani w akcje sprzeciwu wobec lex Czarnek, po kolejnym wecie mają prawo poczuć się najskuteczniejszą gałęzią całego sektora organizacji społecznych w Polsce.
„Mimo że prace nad tą ustawą były prowadzone długo, niestety, nie udało się osiągnąć czegoś, co nazwałbym społecznym kompromisem. Protesty podnoszone są od skrajnej lewicy do skrajnej prawicy. Podmioty z każdej strony sceny politycznej znajdują w tej ustawie punkty, co do których mają wątpliwości. Na pewno jedno można powiedzieć o tej ustawie – nie zapewnia tego, na czym mnie dzisiaj zależy. A zależy mi na tym, żebyśmy mieli po prostu spokój. W związku z powyższym podjąłem decyzję, że nie podpiszę tej ustawy” – w ten sposób prezydent Andrzej Duda uzasadnił decyzję o zawetowaniu nowej edycji nowelizacji prawa oświatowego, w potocznym języku ochrzczonej hasłem „lex Czarnek 2.0”, choć bardziej adekwatna byłaby nazwa „lex Czarnek turbo”.
A to dlatego, że projekt, jesienią formalnie przedłożony jako poselski, pod pewnymi kwestiami szedł dużo dalej niż jego pierwsza wersja, oficjalnie przygotowana w Ministerstwie Edukacji i Nauki i zawetowana przez Andrzeja Dudę w marcu (najnowsza wersja też została przygotowana w MEiN, co na podstawie technicznego opisu dokumentu wychwycili eksperci opozycji, ale próbowano to ukryć, by uniknąć konieczności konsultacji społecznych, do czego w dzisiejszym wystąpieniu prezydent też się odniósł).