Podsłuchiwanie politycznej opozycji w okresie wyborczym to nie tylko nadużycie władzy. To także delikt konstytucyjny. I tym razem prezydent Andrzej Duda by nie pomógł, bo nie może ułaskawić skazanego przez Trybunał Stanu.
Były szef CBA Paweł Wojtunik zapytał szefów pisowskich służb specjalnych w programie TVN24, czy – tak jak twierdzą jego informatorzy – CBA lub inna służba dostała polecenie inwigilowania opozycji. Zdaniem Wojtunika miało się to dziać w końcówce kampanii wyborczej, przy użyciu tzw. podsłuchów pięciodniowych, które stosuje się w sytuacjach niecierpiących zwłoki, zanim sąd wyrazi na nie zgodę.
Wojtunik zadał cztery pytania:
W imieniu służb zaprzeczył temu zastępca ministra-koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn, oświadczając: „To nieprawda. Służby specjalne działają w granicach prawa i w oparciu o przepisy”.
Czytaj też: Prokuratura bierze na celownik Giertycha i Brejzę
To, że służące władzy PiS służby podsłuchują opozycję polityczną, a nawet że robią to w kampanii, może być prawdopodobne, jeśli przypomnimy sobie „aferę Pegasusa”. Po prostu mają, przynajmniej za tych rządów, takie obyczaje. Jeśli miałyby to robić za pomocą podsłuchów pięciodniowych, to bardziej prawdopodobne, że inwigilacja została zlecona na czas po wyborach, bo dzięki temu PiS, który nie jest w stanie utrzymać władzy, mógłby utrudniać powstanie rządu i celniej kierować swoje zabiegi o wyciąganie posłów z innych partii.
Ale niezależnie od tego, kiedy miałoby się to dziać, byłoby to przede wszystkim przestępstwem nadużycia władzy, ponieważ – według przepisów – podsłuchu jako najdrastyczniejszej formy naruszenia prywatności używa się w ostateczności do wykrywania i ścigania przestępstw, a nie do walki politycznej.
Home
Polish — mix Po pytaniach Wojtunika o podsłuchiwanie opozycji. Akcja szykowana na czas tuż po...