Prezydent Yoon Suk-yeol wprowadził administrację wojskowych, by sparaliżować swoich oponentów. Tak głęboki chaos musi cieszyć Kreml i Pjongjang. Nasza część świata, w tym Polska, ma powody do zmartwień.
Zamach. Do tego sprowadza się wprowadzenie w Korei Płd. stanu wojennego przez prezydenta Yoona Suk-yeola. Gdy ogłaszał swoją decyzję późno wieczorem we wtorek, jego rodacy w pierwszej chwili myśleli, że chodzi o zagrożenie militarne ze strony Korei Płn., komunistycznej satrapii straszącej Południe zbrojną konfrontacją. Tymczasem Yoon zawiesił wolności obywatelskie, by wprowadzić administrację wojskowych i w ten sposób sparaliżować swoich oponentów.
Prezydent zapowiedział, że celem jest „wykorzenienie sił północnokoreańskich”, uchronienie kraju od ruiny, przywrócenie bezpieczeństwa, stabilności i przestrzegania prawa. Wartości te zostały ostatnio storpedowane przez spory wokół uchwalenia budżetu, będące „aktem antypaństwowym”. Yoon przyznał, że stan wojenny niesie „pewne niedogodności” praworządnym obywatelom, ale zwrócił się do nich o obdarzenie go zaufaniem i obiecał skupić się na minimalizowaniu wszelkich nieprzyjemności. Kurs w polityce zagranicznej ma być zachowany.
Yoon jest najważniejszym politykiem w swoim kraju i ma jak najbardziej realną władzę. Stoi jednak tylko na czele egzekutywy. Po niedawnych wyborach jego ugrupowanie straciło większość w Zgromadzeniu Narodowym. A nowej większości jest nie po drodze z Yoonem i blokowała go, jak potrafiła. Prezydentowi – byłemu prokuratorowi generalnemu i konserwatyście posługującemu się wojowniczą retoryką – zarzucała próby wprowadzania pełzającego autorytaryzmu. Drastyczny ruch Yoona podpowiada, że nie zniósł trudów kohabitacji, a jego polityczni krytycy mieli rację.
Home
Polish — mix Prezydent Korei Południowej ogłosił stan wojenny. Cieszą się Kreml i Pjongjang, martwi...