Flirt z populistycznym wicepremierem Włoch Matteo Salvinim i jego Ligą Północną to dla Prawa i Sprawiedliwości kij o dwóch końcach. Z jednej strony PiS może na tym sporo ugrać, z drugiej – równie dużo (albo jeszcze więcej) stracić. Dlaczego zatem Jarosław Kaczyński podjął na Nowogrodzkiej włoskiego polityka?
Spotkanie Kaczyński – Salvini elektryzuje polską scenę polityczną od dobrego tygodnia. Włoski wicepremier i szef MSW nie ma nad Wisłą najlepszej prasy, ale na prawicy cieszy się dużą sympatią. Zdaniem części prawicowych mediów to obecnie naturalny koalicjant dla obozu « dobrej zmiany » w Parlamencie Europejskim.
Salvini ciekawość zdaje się wzbudzać także wśród polityków Zjednoczonej Prawicy. – Szereg ważnych spraw jest, jak to się mawia, na stole. Jarosław Kaczyński jest osobą, która nie rządzi w Polsce, ale ma bardzo duże wpływy. I to spotkanie może przynieść Polsce bardzo wiele korzyści – ocenił na antenie Radia ZET spotkanie włoskiego wicepremiera z prezesem PiS-u wicemarszałek Senatu Adam Bielan.
Podobne głosy płyną z Kancelarii Premiera i Kancelarii Prezydenta. – To spotkanie będzie służyło wymianie poglądów, jak powinna funkcjonować Unia Europejska – zapowiadał Jacek Sasin, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów. – My nie zakładamy w tej chwili na pewno tego, że to spotkanie ma przynieść jakiś określony cel, jakieś porozumienie, dojście do jakiejś wspólnej konkluzji i będzie to pierwsze spotkanie obu polityków – dodał.
Z kolei prof. Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta Andrzeja Dudy, przekonywał na antenie radia RMF FM, że « spotkanie jest inicjatywą poważną. Dobrym skutkiem byłoby, gdyby Polska i Włochy powołały nową inicjatywę wspólnego ugrupowania w Parlamencie Europejskim ». Nowa frakcja w nowym parlamencie
Tajemnicą poliszynela na europejskich salonach jest, że Salvini planuje zmontować konserwatywną i eurosceptyczną koalicję, która po majowych wyborach do europarlamentu będzie odgrywać w Unii wiodącą rolę. W jej skład miałyby wejść ugrupowania, które dzisiaj znajdują się w dwóch osobnych frakcjach – Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR), w której jest PiS, oraz Europie Narodów i Wolności (ENF), w której prym wiodą włoska Liga i francuskie Zjednoczenie Narodowe (na jego czele stoi Marine Le Pen).
Zadanie Salviniemu znacząco ułatwia brexit, z powodu którego brytyjscy deputowani już niedługo opuszczą Parlament Europejski. To mocno osłabi Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, którzy wyraźnie stracą na politycznym znaczeniu. Chyba, że znajdą silnego sojusznika. Właśnie na to liczy Salvini.
PiS odgrywa w jego układance kluczową rolę. Obok partii prezesa Kaczyńskiego włoski polityk chciałby pozyskać do współpracy też m.in. francuskie Zjednoczenie Narodowe, holenderską Partię Wolności, Alternatywę dla Niemiec, Wolnościową Partię Austrii czy Duńską Partię Ludową. Salvini i jego ludzie szacują, że taki sojusz mógłby pozwolić na uzyskanie przez nową frakcję nawet 150-200 mandatów w liczącym 750 miejsc europarlamencie. To z kolei dawałoby realne szanse na udział w rozdysponowywaniu unijnych stanowisk. I pieniędzy. O co gra PiS?
Cele Salviniego, którego popularność we Włoszech szybko rośnie i który już niedługo może zostać nowym premierem, są więc dobrze znane. Pytanie brzmi: co na współpracy z nim i eurosceptyczną koalicją mogłoby uzyskać PiS. Wydaje się, że można wyróżnić trzy kluczowe cele.
Pierwszy – « granie » na Salviniego w razie jego « awansu » na premiera pozwoliłoby uczynić z Włoch nowego strategicznego partnera Polski w Unii Europejskiej. Kogoś, kto wypełniłby potężną lukę po wyjściu Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty. Ze względu na dość podobną linię programową PiS-u i Ligi, wydaje się to realnym scenariuszem. A dla obozu « dobrej zmiany », który w Brukseli nie narzeka na nadmiar przyjaciół, każdy sojusznik jest dzisiaj na wagę złota.
Drugi – przebudowa Unii Europejskiej. Prezes Kaczyński i politycy PiS-u od dawna powtarzają, że nadchodzące eurowybory będą początkiem transformacji Wspólnoty. Transformacji, w której PiS chciałoby wziąć aktywny udział. Zarówno w wizji Salviniego, jak i Kaczyńskiego Unia miałaby być tzw. Europą Ojczyzn, a nie państwem federacyjnym. Punkt ciężkości zostałby przesunięty w stronę wspólnego rynku, a nie ogólnoeuropejskiej legislacji i ponadnarodowych wartości. Salvini chce stworzyć sojusz, który to umożliwi. Dla PiS-u, którego nie chce u siebie największa obecnie w Parlamencie Europejskim frakcja Europejskiej Partii Ludowej (EPP), może to być szansa jedyna w swoim rodzaju. Albo zagrają o wszystko z Salvinim, narażając się brukselskim postępowcom, albo na całe lata pozostaną na marginesie unijnej polityki.
Trzeci – sojusznicy w walce z Brukselą. Po trzech latach sprawowania rządów i toczenia krwawych bojów z Komisją Europejską pozycja PiS-u w Brukseli jest marna. Partia Jarosława Kaczyńskiego dorobiła się wizerunku awanturnika i « czarnej owcy » unijnej rodziny. W prosty sposób przekłada się to na pozycję negocjacyjną PiS-u, a co za tym idzie także Polski, na forum unijnym. Osłabia również « dobrą zmianę » w starciu z Komisją Europejską i innymi unijnymi instytucjami. Wejście w sojusz z Salvinim i zmontowanie eurosceptycznej frakcji, liczącej 150-200 eurodeputowanych, raz na zawsze rozwiązałoby ten problem. Protokół rozbieżności
Mimo istotnych korzyści, jakie PiS uzyskałoby dzięki sojuszowi z Salvinim, pomylą się jednak ci, którzy uznają, że to dla partii Kaczyńskiego scenariusz-marzenie. W swojej populistycznej retoryce Salvini niejednokrotnie wygłaszał poglądy, które dla PiS-u są absolutnie nieakceptowalne.
Numerem jeden na liście jest jawna prorosyjskość włoskiego wicepremiera.