Koncert w dwóch pierwszych setach, a potem powolna agonia, spowodowana skurczami mięśni. Na koniec krecz – tak wyglądał wielkoszlemowy debiut Kamila Majchrzaka
« Głowa do góry Kamil, zagrałeś nieprawdopodobny mecz » – wpis na twitterowym koncie Australian Open dobrze podsumowuje to, co wydarzyło się we wtorek (w Polsce w nocy z poniedziałku na wtorek) na Margaret Court Arena.
Debiutujący w głównej drabince turnieju Wielkiego Szlema 23-latek z Piotrkowa Trybunalskiego, który do turnieju głównego dostał się z kwalifikacji, miał być tylko przystawką dla finalisty US Open z 2014 roku. Tym bardziej, że Kei Nishikori zaczął z przytupem, od zwycięstwa w Brisbane i przez niektórych jest uważany za kandydata do roli czarnego konia Australian Open. Tyle teorii. W praktyce widzowie i telewizyjni eksperci przecierali oczy ze zdumienia, obserwując to, co działo się w dwóch pierwszych setach. O tym, że może czekać ich niezwykle widowisko mogło sugerować już to… Później działy się rzeczy jeszcze bardziej szalone, bo Kamil Majchrzak grał fantastycznie. Bez kompleksów i respektu dla 9. obecnie rakiety świata. Nie kalkulował, tylko atakował, wywierał presję na rywalu. Świetnie operował dwuręcznym bekhendem, trafiał z forhendu, dobrze serwował. Po niektórych jego zagraniach Nishikori tylko bezradnie przyglądał się uciekającej piłce. Polak przełamał Japończyka na 4:2. As serwisowy dał mu chwilę później prowadzenie 5:2. Kombinacja: skrót z bekhendu i minięcie z forhendu dała mu piłkę setową i po chwili prowadził 1:0. W drugim secie fenomenalny bekhend po linii dał mu tu trzy szanse na kolejne przełamanie i prowadzenie 4:3.
Home
Polish — mix Australian Open. Koncert i dramat Kamila Majchrzaka w meczu z Keiem Nishikorim....