Pewien znany i szanowany prezes, nie ten, o którym być może część z Państwa intuicyjnie myśli, zwrócił mi uwagę na fakt, że nie ma czegoś takiego jak nietrafione inwestycje.
Zdążają się natomiast projekty, których horyzont inwestycyjny, niczym nieprzecinające się równoległe proste w aksjomatach geometrii euklidesowej, dąży do nieskończoności. Pomnikowym wręcz przykładem niech będzie niezwykle drobiazgowo opisane w raporcie Najwyższej Izby Kontroli przedsięwzięcie, które osobiście nadzorował najważniejszy polski prezes. Projekt, który w założeniach twórców patriotycznej koncepcji inżynieryjno-budowlanej przywraca naszej ojczyźnie kolejne przyczółki niepodległości i pozwala podźwignąć się z kolan odwiecznemu portowi morskiemu miasta Elbląg.
Byłem, widziałem, uroniłem nawet ze wzruszenia łzę, widząc, jak ciężką pracą polskich rąk, można rzec wielkim wysiłkiem całego narodu, udało się wydrzeć ziemi i oddać oceanom przesmyk na mierzei, tak by już nigdy żaden polski marynarz, żeglarz, wioślarz czy kajakarz nie musiał kłaniać się nisko ruskim sołdatom strzegącym dostępu do wód Zatoki Połtawskiej. O doniosłości inwestycji niech już ostatecznie przesądzi dedykowanie przekopowi specjalnego znaczka Poczty Polskiej czy wybicie przez NBP uwieczniającej dzieło monety.
Kto wie, może za sto lat przekop mierzei zada kłam ludziom pana Banasia i zacznie się zwracać?
Z tym większym zdumieniem czytałem wnioski z raportu, jaki o narodowym dziele sporządzili ludzie Mariana Banasia.