Kiedy Rafał Chmiela, kibic i przedsiębiorca, zakładał fanklub, nie mógł przypuszczać, że kariera skoczka z Zębu potoczy się tak znakomicie. Kamil był wówczas znanym zawodnikiem, reprezentantem Polski, ale bez oszałamiających sukcesów międzynarodowych na koncie. Zwycięstwa w Pucharze Świata, mistrzostwo globu, złote medale olimpijskie miały dopiero przyjść. — Widywałem go dość często w Proszowicach, chodził na spacery z żoną Ewą. W końcu postanowiłem nawiązać kontakt. Na początek zaprosiliśmy Kamila do szkoły na spotkanie z uczniami. Potem były kolejne. Okazał się bardzo skromnym i sympatycznym człowiekiem. Tak skromnym, że początkowo wcale nie chciał, żebyśmy tworzyli jego fanklub. Uważał, że to niepotrzebne — wspomina Rafał Chmiela. W końcu skoczek dał się przekonać i dzisiaj na pewno nie żałuje. Po latach relacje między zawodnikiem a jego kibicami stały się nieomal rodzinne. Fanklubowicze nie wyobrażają sobie, by ich idol po skończonej rywalizacji nie podszedł do nich, by zamienić kilka słów.