Домой Polish — mix Myślenice. Strażacy z pomocą Brusom

Myślenice. Strażacy z pomocą Brusom

300
0
ПОДЕЛИТЬСЯ

Czterech strażaków z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Myślenicach wróciło właśnie z powiatu chojnickiego na Pomorzu, gdzie pomagali tamtejszym st
Pojechali tam jako część Kompanii Specjalnej „Małopolska” w skład której weszło 53 strażaków PSP i 3 druhów z OSP Wieliczka. Pracowali przez cztery dni, do niedzieli włącznie. Nasi, myśleniccy strażacy w miasteczku Brusy i wsiach położonych wokół niego. Inna część Małopolan w leżącym po sąsiedzku Rytlu w gminie Czersk. Wyposażeni w pilarki spalinowe pracowali głównie przy udrożnianiu dróg i dojazdów do domów, które zostały zablokowane przez powalone drzewa. Do pomocy mieli koparkę i samochód z HDS, czyli hydraulicznym dźwigiem. To co tam zastali zrobiło na nich ogromne wrażenia. Skalę zniszczeń i tragedie ludzi, którzy często potracili dorobek życia, trudno jest im opisać słowami. — Widywałem już wiatrołomy, ale to co tam zobaczyłem zrobiło wielkie wrażenie. Grube drzewa ukręcone na wysokości 5-6 metrów jak… zapałki. Tyle hektarów lasu i ani śladu cienia — mówi ogn. Bogusław Rapacz z Lubnia, jeden z czterech strażaków KP PSP w Myślenicach włączony do Kompanii „Małopolska”. — Raz nie poszliśmy spać do szkoły, ale do namiotu. W nocy przeszła burza. Przyznam, że było to duże przeżycie i myślałem o tym, co musiały wtedy przeżyć te dzieci na obozie harcerskim — mówi strażak. Cała czwórka zgodnie przyznaje, że to co pokazuje obraz telewizyjny nie oddaje krajobrazu, jaki tam zastali. Przejeżdżali w pobliżu Suszka, czyli miejscowości, gdzie doszło do tragedii na obozie. Jak mówią, widok powalonych drzew w dzień robił piorunujące wrażenie. — My to widzieliśmy w dzień, a przecież miejscowi strażacy docierali do obozowiczów w nocy, w ciemności. Jak oni to pokonywali, trudno mi nawet sobie wyobrazić — mówi mł. kpt. Tomasz Pruchnik ze Zbydniowa (gm. Łapanów) , dowódca zastępu z Myślenic, który udał się na Pomorze. — Ludzie opowiadali nam, że nawałnica trwała 20-30 minut a wydawało się, że nie ma końca, że zapierali samymi sobą drzwi i okna, żeby nie wpadły do środka. Mówili o potężnym huku — mówi mł. ogn. Andrzej Zając, strażak z Wierzbanowej. Już wcześniej wyjeżdżał poza nasz powiat do pomocy poszkodowanym przez powodzie m.in. w Sandomierzu, Podolanach i Tuchowie i tak samo teraz chciał jechać pomóc mieszkańcom Pomorza. W Brusach słyszmy, że pomoc Małopolan była nieoceniona. — Od pracujemy nieprzerwanie, śpiąc najwyżej po kilka godzin, a przecież strażacy ochotnicy też mają swoje obowiązki, pracę — mówi Janusz Szmaglik, komendant gminny OSP w Brusach. Strażacy m.in. z Myślenic zyskali nie tylko wdzięczność, ale i podziw. -Bardzo sprawni, doświadczeni i dużym zapałem do pracy zrobili ogrom dobrej roboty. Utorowali kilkadziesiąt kilometrów dróg. Trzeba było widzieć jak radzili sobie z połamanymi drzewami, gdzie jedno leżało na drugim na wysokość dwóch metrów — mówił Janusz Szmaglik. — Praca była ciężka, bo zaczynała się rano i trwała do wieczora, a raz nawet o północy wróciliśmy, ale dała też dużą satysfakcję, że mogliśmy pomóc — mówi ogn. Wojciech Ziembla z Bysiny. Niewykluczone, że pomoc strażaków na tym się nie skończy. Strażacy z Nowego Sącza, którzy też wrócili właśnie z Pomorza, prowadzą już zbiórkę materiałów budowlanych i innych darów (żywności, chemii gospodarczej, artykułów szkolnych) , które trafią do rodzin z Rytla. Strażacy z Myślenic myślą z kolei o zainicjowaniu zbiórki pieniędzy na pomoc mieszkańcom tamtych okolic. — Same ręce do pracy to nie wszystko — mówi mł.kpt. Tomasz Pruchnik. Taka na pewno się przyda. Strażak z Brusów mówił nam wczoraj, że Brusy nie zyskały takiego medialnego rozgłosu jak Rytel, ale tak samo zostały doświadczone przez nawałnicę. — Potrzeba wszystkiego, od cegieł po materiał na dachy — mówił. Myśleniccy strażacy zdają sobie z tego sprawę. Jak mówią, ludzie tam potracili nieraz nie tylko domy, ale też źródło utrzymania, którym dla wielu był las i to co zasiali lub zasadzili w polu. Słyszeli historie ludzi, którzy mieli np. 20 ha lasu, ale nie ostało się w nim ani jedno całe drzewo. Widzieli zboża położone przez deszcz i wiatr. — Rolnicy nie zdążyli tam zebrać zboża, bo było zbyt mokro aby wjechać kombajnem, a teraz to już jest nie do odzyskania — mówi mł. kpt. Tomasz Pruchnik. Zgodnie podkreślają jeszcze jedno, a mianowicie perfekcyjna organizację pracy tam na miejscu i wielką gościnność mieszkańców.

Continue reading...