Zmiany w dyrektywie dotyczącej pracowników delegowanych są «strzałem w stopę» Unii Europejskiej — ocenił w poniedziałek w rozmowie z «Financial Times» wicepremier Mateusz Morawiecki. Ostrzegł, że zmiany mogą ograniczyć konkurencyjność Wspólnoty.
W październiku Rada Unii Europejskiej przyjęła stanowisko ws. pracowników delegowanych przy sprzeciwie m.in. Polski i Węgier. Zgodnie z przyjętym stanowiskiem, państwa członkowskie będą miały trzy lata na wdrożenie nowych przepisów od momentu, gdy zaczną obowiązywać, a firmy będą mieć 4 lata na dostosowanie się od nich. Okres delegowania ustalono na 12 miesięcy, przy czym będzie można wystąpić w określonych przypadkach o dodatkowe 6 miesięcy.
Zmiany w dyrektywie dotyczącej pracowników delegowanych forsował francuski prezydent Emmanuel Macron — zdaniem «FT» — była to próba obrony własnego rynku przez napływem tańszej siły roboczej z biedniejszych państw, w szczególności Europy Środkowej i Wschodniej. Jednak kraje regionu odebrały to jako «ledwie skrywany protekcjonizm».
«Nie chcemy wspólnego rynku europejskiego, w którym klienci kupują dobra od technologicznie zaawansowanych firm Zachodniej Europy, podczas gdy w tym samym czasie konkurencyjność naszych obywateli (w sektorze usług) jest ograniczana regulacją» — powiedział «FT» Morawiecki.
Dziennik przypomniał, że trwają dyskusje na temat tego, ile dni pracownicy firm transportowych mogą spędzić w danym kraju, zanim zostaną uznani za pracowników delegowanych. Rząd w Warszawie, przy wsparciu m.in. Irlandii, Hiszpanii i Węgier, liczy na podniesienie proponowanego przez Komisję Europejską limitu pięciu dni.
«Nasi kierowcy z Europy Środkowo-Wschodniej dostarczają dobra na terenie całej Europy na potrzeby różnych etapów produkcji. Jeśli będą zmuszeni do pozostania w Niemczech na (tylko) dwie noce lub (tylko) trzy noce we Francji, wpłynie to na fragmentację całego łańcucha dostaw» — tłumaczył polski wicepremier.
«W efekcie uderza to nie tylko w nasz sektor budowlany i logistyczny — to coś więcej. Myślę, że strzelamy sobie w stopę taką regulacją» — argumentował.
Morawiecki podkreślił, że pośród czterech swobód Unii Europejskiej, swoboda usług jest najsłabiej rozwinięta, podczas gdy — jego zdaniem — to właśnie w tym obszarze kraje Europy Środkowo-Wschodniej mają często przewagę nad zachodnimi konkurentami.
«Pozostałe trzy wolności działają na korzyść bogatszych państw, bo są oparte na technologii, przyciągają naszych najbardziej utalentowanych, najlepszych ludzi i (bogatsze kraje) sprzedają nam swoje volkswageny i renault. Kiedy jednak nasi kierowcy ciężarówek chcą wejść na ich rynki, chcą je chronić» — powiedział Morawiecki, oceniając, że jest to «nieuczciwe» i «szkodzi konkurencyjności całej Unii Europejskiej».
«Financial Times» zaznacza, że kompromisowe rozwiązanie w tej sprawie będzie przedmiotem dyskusji w Parlamencie Europejskim i w państwach unijnych, a także na wtorkowym spotkaniu ministrów transportu w Brukseli.