Kamil Stoch odebrał w Pjongczangu złoty medal olimpijski i wysłuchał Mazurka Dąbrowskiego za zwycięstwo w sobotnim konkursie skoków narciarskich na dużym obiekcie. Dekoracji dokonała członkini MKOl Irena Szewińska w towarzystwie prezesa PZN Apoloniusza Tajnera. — Najświeższe wiadomości dotyczące sportów zimowych. Liga Światowa. Puchar Świata. Sporty zimowe kobiet i mężczyzn. Kalendarz rozgrywek, wyniki, statystyki, relacje.
— Jestem bardziej doświadczony, mam inną świadomość. Z wiekiem bardziej potrafi się docenić to, co inni dla nas robią. Będę to powtarzał przy każdej okazji – ten medal to sukces wielu ludzi, przede wszystkim mojej żony i całego sztabu naszej kadry — powiedział po ceremonii.
Po sobotnim konkursie do wioski dotarł około trzeciej nad ranem. — Trochę to wszystko trwało z kontrolą dopingową. Udało mi się zasnąć bez większych problemów. Spałem jakieś sześć godzin, wystarczająco — zrelacjonował Stoch czas spędzony po zawodach.
Nie obyło się też bez małego świętowania i wzniesienia toastu … piwem. — Bardzo lubię ten napój. Oczywiście trzeba wiedzieć kiedy i na ile można sobie pozwolić. Wczoraj zdecydowanie była odpowiednia okazja — podkreślił.
Tydzień po nieudanym konkursie na obiekcie normalnym, Kamil Stoch zdobył w Pjongczangu złoty medal olimpijski za rywalizację na dużej skoczni.
«Nie czułem wielkiej presji» — podkreślił po trzecim w karierze triumfie
w igrzyskach.
Igrzyska nie rozpoczęły się po myśli Stocha, który przyjechał na nie jako lider Pucharu Świata. Na skoczni normalnej, gdzie ze względu na silny i zmienny wiatr rywalizacja miała bardzo loteryjny charakter, był drugi na półmetku, ale ostatecznie uplasował się na najbardziej nielubianej przez sportowców czwartej pozycji. Nie ukrywał rozczarowania, ale też podkreślał, że świat się na tym nie kończy i będzie miał kolejne szanse. Polak po sobotnich zawodach przyznał, że nie czuł presji, ale nie chciał być znów czwarty.
Kamil Stoch / PAP/EPA / JEON HEON-KYUN
Stoch, który w sobotę prowadził już po pierwszej serii, o 3,4 pkt wyprzedził triumfatora z normalnej skoczni Niemca Andreasa Wellingera oraz o 10,4 pkt Norwega Roberta Johanssona .
Nie czułem wielkiej presji przez ten tydzień. Najgorsza jest ta presja, którą sami sobie narzucamy. Ja natomiast starałem się na nic nie nastawiać, robić wszystko z uśmiechem i po prostu w siebie wierzyć. Czułem, że jestem dobrze przygotowany, że stać mnie na wiele. Czułem, że na normalnej skoczni nie pokazałem na co mnie stać. Chciałem na dużej skakać, jak potrafię najlepiej — podkreślił najbardziej utytułowany polski przedstawiciel sportów zimowych.
W poniedziałek skoczkowie powalczą w konkursie drużynowym.
Widzę szansę na to żebyśmy zrobili co do nas należy. Nie stawiamy sobie konkretnego celu, nie nakręcamy się. Stać nas na wiele pod warunkiem, że pokażemy co potrafimy. Konkursy drużynowe zawsze wyciągają z nas więcej energii. Każdy stara się jeszcze mocniej, bo wie, że jak zawali to nie tylko na swój rachunek — dodał Stoch.