Zmarła Agnieszka Kotulanka, aktorka, która zmagała się z alkoholizmem. Przyczyny śmierci nie zostały oficjalnie podane, ale internauci wiedzą lepiej. «Wódka ją zabiła» – piszą, a my nie możemy nadziwić
«I jak się czujecie hieny? Śledziliście ją, zdjęcia robiliście, opluwaliście. Komentujący też dołożyli cegiełkę. Żal kobiety» – pisze jedna z internautek pod tekstem informującym o śmierci Agnieszki Kotulanki. Jednak, czy to faktycznie media plotkarskie i dziennikarze pierwsi rzucili kamieniem?
Od lat wiadomo było, że aktorka choruje na alkoholizm. Po wpisaniu jej nazwiska w wyszukiwarkę dziś w pierwszej kolejności natrafiamy na informacje o jej śmierci. Jednak jeszcze wczoraj znaleźlibyśmy regularne donosy o tym, że paparazzi znów przyłapali ją na wchodzeniu do sklepu monopolowego lub popijaniu wódki w parku.
Dziennikarze i fotografowie zachowywali się niczym współuzależnione żony i mężowie, którzy opanowani potrzebą kontrolowania uzależnionego, śledzą każdy jego krok. Wiadomo jednak, że rodzina robi to z troski i bezradności. Nie po to, by zdobyć dowody na «nikczemną pijaczkę», lecz z poczucia, że bez kontroli, ich świat rozsypie się na kawałki.
Media żerowały na tragedii i chorobie Agnieszki Kotulanki, a czytelnicy tylko czekali na kolejne zdjęcia. «Agnieszka Kotulanka znowu pije» to jeden z wielu tytułów, o które chora i jej rodzina mogliby mieć słuszne pretensje. Osoby uzależnione nie piją dla przyjemności, kaprysu czy z nudów. Piją, bo muszą. To nie jest usprawiedliwienie ich zachowania, ale nie jest też wina – to objaw choroby. Nieuleczalnej i śmiertelnej.
Zobacz też: Co się dzieje w twoim organizmie, gdy całkowicie zrezygnujesz z alkoholu?
Jedną z rzeczy, której najbardziej brakuje alkoholikom i alkoholiczkom podczas terapii to szacunek do samych siebie. Jeśli otoczenie ocenia i traktuje ich równie źle, jak oni sami to robią, w niczym im to nie pomoże. Terapia, by była skuteczna, nie może być oparta wyłącznie na wyrzutach sumienia. Chory musi mieć w sobie choć minimalną chęć życia i sympatii do samego siebie, by chcieć sobie samemu pomóc.
Każdy terapeuta powie wam, że jeśli osobę uzależnioną na leczenie przyciągnie za rękaw ktoś bliski, nic z tego nie będzie. Potrzebna jest choć iskra chęci ratowania siebie, a żeby się pojawiła, trzeba siebie samego choć trochę lubić i choć trochę szanować. Po wielu przepitych latach, to ekstremalnie trudne. Jak myślicie, jak się czuła Agnieszka Kotulanka czytając o sobie w komentarzach, że jest zwykłą pijaczką? Czy motywowały ją zdania pisane przez dziennikarzy w stylu «Super Expressu»: «Wszystkie starania na nic» w artykule pt. «Wódka zabija Agnieszkę Kotulankę»? Odpowiedź nasuwa się sama.
Mimo że mamy XXI wiek, wiedza o uzależnieniach jest powszechna, a doświadczeń z alkoholizmem naszemu narodowi nie brakuje, wciąż nie rozumiemy podstaw. Obwiniamy pijącego, tak jakby robił wszystkim na złość, czy celowo kogokolwiek ranił, nie mogąc sobie uświadomić, że rani przede wszystkim siebie. Zdaje się, że nieuzależnieni, ci, którzy piją dla zabawy, sadzą, że sięgając po kieliszek każdy bawi się równie dobrze. Nic bardziej mylnego.
W komentarzach pod artykułami o Agnieszce Kotulance, bez względu na to czy dotyczyły jej kariery czy nałogu, znajdziemy komentarze, które niczym się nie różnią od radosnych dyskusji pod memami o Agnieszce z «Na Wspólnej». Z tą różnicą, że prawniczka Agnieszka Olszewska jest postacią fikcyjną. Pod newsami o śmierci aktorki jest o niebo lepiej, zupełnie jakby śmierć zbudziła w hejterach wyrzuty sumienia. Jednak nie we wszystkich.
«Za dużo gorzały», «pewnie zapiła się na śmierć», czy «kto żyje jak śmieć, zdycha jak śmieć» to tylko niektóre z wielu komentarzy, które pojawił się pod jednym z newsów o śmierci aktorki. Na ten poziom braku wrażliwości i ignorancji nie ma komentarza, który wypadałoby opublikować gdziekolwiek.