Podróżujący w interesach do RPA muszą pamiętać, że najprawdopodobniej od lipca woda w Kapsztadzie dostępna będzie tylko w trzech miejscach. Dobra wiadomość jest taka, że obok szpitali i szkół woda będzie dostarczana także do centrum bizneso
Ulice drugiego co do liczby mieszkańców miasta RPA przypominają okolice sklepów mięsnych z czasów PRL-u. Tłumy, niekończące się kolejki, a jak już „rzucili mięso”, awantury, przepychanki i krzyki. Biali, zamożni mieszczanie górujących nad miastem wzgórz i czarnoskórzy mieszkańcy biednych przedmieść stoją w kolejkach i czekają na wodę. Przed dwustoma punktami poboru wody pitnej stoją jeszcze uzbrojeni pracownicy prywatnych firm ochroniarskich, które w RPA mają więcej uzbrojenia niż wojsko republiki. Ochroniarze siłą odciągają osiłków, którzy chcą bez kolejki nabrać wodę. Jak mówią świadkowie tych wydarzeń: — Ludzie popadają w szaleństwo. Zapasy wody w sklepach są wykupione, każdy gromadzi wodę z jakiegokolwiek źródła. Burmistrz miasta Patricia de Lille powiedziała mieszkańcom, że miasto osiągnęło „punkt bez powrotu” i że zbliża się Dzień Zero. Według ostatnich prognoz nastąpi on 9 lipca, ale datę przesuwano już kilka razy. Wtedy w kranach nie popłynie woda. Mieszkańcy są proszeni o ograniczenie zużycia wody do 25 litrów dziennie (mniej niż jedna trzecia dziennego zużycia wody w Wielkiej Brytanii). Apeluje się, żeby nie: napełniać wodą basenów przydomowych, myć samochodów, nawadniać trawników, a rąk nie myć wodą, tylko preparatami dezynfekcyjnymi (żele, płyny). Władze miasta zalecają mieszkańcom, żeby ograniczyli codzienny natrysk do dwóch minut. Aby ułatwić odliczanie cennych sekund podczas kąpieli, skrócono nawet przeboje wykonawców znane z miejscowych rozgłośni radiowych. W ciągu dwóch minut prysznica zużywa się ok. 20 litrów wody, czyli ok. jedną czwartą tego, ile do tej pory wylewało się podczas kąpieli. Burmistrz Patricia de Lille tłumaczy: — Codzienne zużycie wody przez mieszkańców miasta jest zbyt wysokie. Wynosi 618 milionów litrów dziennie. Na początku stycznia wdrożono szóste, ostatnie stadium programu oszczędzania wody. Od teraz gospodarstwa domowe, których miesięczne zużycie wody przekroczy 1050 litrów, będą zmuszone zamontować specjalne urządzenie do gospodarowania zasobami wodnymi. Władze miasta codziennie publikują „Listę wstydu”. Jest to spis posesji, których właściciele zużywają najwięcej wody. I wcale nie dominują na niej najbogatsi mieszkańcy wzgórz. Okazuje się, że dużo więcej wody jest marnotrawione przez nieszczelną sieć wodociągową w biednych przedmieściach. Z tym jednak nie zgadzają się mieszkańcy przedmieść. Obie grupy robią sobie nawzajem zdjęcia, aby przerzucać się odpowiedzialnością za marnotrawienie wody. Rośnie więc napięcie między bogatymi a biednymi. De Lille zapowiedziała, że władze miejskie nie będą już prosić ludzi, aby przestali ją marnować, tyko będą zmuszać za pomocą wysokich kar pieniężnych. Eksperci, którzy zwiedzali to miasto przyznają, że sposób organizacji i urbanizacji przypomina mieszankę Doliny Krzemowej, Dubaju i Australii. Od tych dwóch ostatnich regionów Kapsztad mógłby się uczyć, jak zdywersyfikować pozyskiwanie wody pitnej w rejonach jeszcze bardziej wysuszonych niż Południowa Afryka. Australię nawiedziła «susza tysiąclecia» w pierwszej dekadzie XXI wieku. Od tego momentu University of Melbourne awansowało do czołówki instytucji, które zajmują się badaniami nad bezpieczeństwem wodnym. Rozwiązania, które Australijczycy podpowiadają władzom RPA, dotyczą po pierwsze stopniowego odchodzenia od wydobycia paliw kopalnych w stronę wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych. W ten sposób można by zaoszczędzić taką samą ilość wody, jaką obecnie używa się w rolnictwie. A rolnictwo to m.in. uprawa winorośli. Władze stają teraz przed dylematem, czy pompować wodę w winnice, czyli w towar luksusowy i źródło utrzymania wielu bogatych białych farmerów, czy przeznaczać ją tylko dla ludzi. Kolejnym rozwiązaniem problemu braku wody jest zmniejszenie dystansu między punktem poboru a miejscem zużywania wody. Jedną z takich metod w Australii jest budowanie na dachach domów zbiorników na deszczówkę. Prowadzone są także prace, by w przyszłości każdy dom miał dwa różne źródła wody. Woda pitna do gotowania, prysznica i woda użytkowa (deszczówka, woda burzowa, oczyszczona ze ścieków) do spłukiwania toalet, prania, podlewania ogrodu. Trzecim kierunkiem zmian są inwestycje w wodociągi i w odsalanie wody. Na przykład w Melbourne zbudowano zakład odsalania wody morskiej, który dostarcza 440 tys. m. sześciennych odsolonej wody dziennie. Zbudowano także wodociąg Sugarloaf, którego celem jest dostarczanie do Melbourne 75 mld litrów wody rocznie. Zakład i rurociąg dostarczają połowę zapotrzebowania Melbourne na wodę. Według prognoz Global Water Intelligence, w 2030 r. trzy razy więcej ludzi będzie korzystało z wody dostarczonej dzięki technologii odsalania wody morskiej, niż ma to miejsce obecnie. Uniwersytet w Melbourne pracuje także nad technologią przekształcania ścieków w wodę pitną. Pozyskanie wody w taki sposób miałoby zużywać mniej energii niż zakład odsalania. Na odsalanie wody morskiej postawił także Dubaj. Ten pustynny emirat jest najszybciej i najnowocześniej rozwijającą się metropolią na świecie. Kathryn Goodenough, geolog z Brytyjskiego Instytutu Badań Geologicznych, w książce Jacka Pałkiewicza pt. „Dubaj, prawdziwe oblicze” tłumaczy, że aby ten pustynny emirat mógł przeżyć, rozwijać się w światową metropolię, trzeba było zapewnić stałą dostawę słodkiej wody. Bo w Dubaju na jednego mieszkańca tego miasta-państwa przypada aż… 550 litrów wody dziennie! Dubaj zdywersyfikował dostawy wody i korzysta nie z jednego źródła, a kilku. Pierwsze to wody podziemne. Cały czas one płyną, głęboko w skałach, pod zapadniętymi dwa miliony lat temu korytami dawnych rzek. Kolejnym źródłem wody są pracujące nad morzem potężne zakłady odsalania wody. To one dają kilka milionów ton słodkiej wody na minutę wykorzystywanej w tym emiracie.
Takie zakłady odsalania są też budowane w Kapsztadzie, ale jest ich za mało i powstają za późno. Mimo wzrostu populacji (w roku 1995 było 2,5 mln ludzi, teraz jest około 4 mln) infrastruktura wodna nie była przez lata rozbudowywana. W zbiorniku na tamie Teewaterskloof było jeszcze niedawno 480 mln metrów sześciennych wody, czyli połowa zapotrzebowania dla Kapsztadu. Na wodach tego zbiornika odbywały się regaty żeglarskie. Prof. Andrzej Polus z Uniwersytetu Wrocławskiego, prezes Polskiego Centrum Studiów Afrykanistycznych, mówi, że ten zbiornik jest dzisiaj pusty. Zostało w nim ok. 13 proc.