Niepełnosprawny Jakub Hartwich, który przez 40 dni protestował w Sejmie, mimo wcześniejszych zapewnień jego matki Iwony, ma pracę i bardzo ją lubi. — Ja tylko chcę, żeby już do nas wrócił. Bardzo się przyjaźnimy
Protestująca w Sejmie mama Kuby przekonywała, że jej syn nie może znaleźć pracy a do fundacji przychodzi się uspołeczniać. — Ja bym bardzo chciała, żeby Kuba pracował — mówiła. Twierdziła ponadto, że jej syn «za każdym razem słyszał, że nie ma dla niego pracy i w najbliższym czasie nie będzie».
Wypowiedź Iwony Hartwich wywołała szerokie dyskusje. Pojawiły się nawet zarzuty, że jej syn Kuba został zatrudniony fikcyjnie w fundacji. Prawda okazała się inna, choć pani Hartwich zdania nie zmieniła.
Według osoby, która jest blisko związana z «Fundacją z Widokiem» pani Hartwich nie przemyślała konsekwencji swoich słów. — Po co ukrywać coś, co jest przecież jawne, a informacje zawsze były na stronie fundacji i facebooku i wiele osób widziało codziennie Kubę w pracy. Nic w tym złego, że Kuba pracuje. Osoby niepełnosprawne powinny pracować. Uspołecznianie? Jasne. Każdy w pracy się uspołecznia, pełnosprawni także — mówi Wirtualnej Polsce.
Dodaje, że zarząd fundacji pracuje bez żadnego wynagrodzenia, tylko z dobroci serca i przykre słyszeć słowa nieprawdy, zwłaszcza, że takie słowa mogą narazić zarówno fundację jak i jej syna na podejrzenie, że niezgodnie z prawem otrzymuje dofinansowanie z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
«Wobec pojawiających się spekulacji dotyczących działalności Fundacji z Widokiem, której fundatorem jest matka niepełnosprawnej dziewczynki, a które to spekulacje godzą w jej dobre imię i jej pracowników oraz utrudniają swobodne działania ukierunkowane na poprawę jakości życia dzieci i osób niepełnosprawnych, fundacja oświadcza, że Pan Jakub Hartwich od listopada 2016r. jest zatrudniony w fundacji. Zatrudnienie jest dofinansowane przez PFRON. Obecnie Pan Jakub Hartwich przebywa na urlopie» — oświadczył Zarząd Fundacji na swoim profilu na Facebooku.
Jak się dowiedzieliśmy, Kuba wykonuje w fundacji codzienną pracę biurową. Jest zatrudniony na umowę o pracę. To, że jest zaangażowany w pracę można zobaczyć na zdjęciach, którymi fundacja chętnie chwali się na swoim profilu na Facebooku.
«Kuba to zdolny, młody człowiek. Urodził się z porażeniem mózgowym. W Fundacji dostaje szansę, aby rozwijać swoje talenty i kwalifikacje zawodowe. Dziękujemy za Jego obecność pośród Nas, będziemy mogli z pewnością nauczyć się wiele od siebie nawzajem» — tak brzmi jeden z wpisów na temat pracy mężczyzny.
Fundacja powstała dwa lata temu. Założyła ją matka niepełnosprawnej dziewczynki. — Moja córka ma dużo większe ograniczenia niż Kuba. Mam nadzieję, że uda mi się stworzyć dla niej bezpieczną przystań — przyznaje ze wzruszeniem.
O zatrudnionym Kubie mówi bardzo ciepło. — To jest bardzo sympatyczny, przemiły, uczciwy i potwornie wrażliwy człowiek. Mam wrażenie, że traktuje nas jak rodzinę. Mamy świetne relacje, przyjaźnimy się — opowiada prezes fundacji.
Zapytaliśmy o obowiązki Kuby w pracy. — Kuba ma oczywiście swoje ograniczenia, ale staraliśmy się dostosować zakres obowiązków do jego możliwości — wyjaśnia.
— W całej sprawie najgorsze jest to, że społeczna sympatia do osób niepełnosprawnych została nadszarpnięta — dzwonią do nas osoby niepełnosprawne, które o tym opowiadają. Także uważamy, że wywalczona przez protestujących podwyżka świadczeń jest ważna, ale bez sympatii i wsparcia ludzi dobrej woli, tylko na środkach publicznych nie uda się na satysfakcjonującym poziomie rehabilitować osób niepełnosprawnych — wyjaśnia nam.
— Ja w fundacji robię, co mogę. Bardzo lubię tam być, przychodzić. Jednak nie mam możliwości podjęcia normalnej pracy zawodowej. A mógłbym pracować np. w biurze prasowym, mógłbym wykonywać pracę przy komputerze — powiedział nam protestujący Kuba Hartwich.
Przyznaje, że jeszcze przed protestem miał mieszane uczucia ale teraz czuje się spełniony i jest przekonany o słuszności tego, co zrobił. — Czuję, że robimy coś wielkiego — powiedział Kuba.
Nie jest jednak pewny, co będzie po proteście. Obawia się, że jego praca w fundacji się skończy ze względu na problemy finansowe. Wcześniej jego mama mówiła, że «pieniądzy z PFRON wystarczy już tylko na dwa miesiące». — Czas pokaże, co będzie dalej — powiedział nam Kuba.
Jednak nie chodzi o pieniądze z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych a o te na prowadzenie fundacji.
W niedzielę po 40 dniach protest osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie został zawieszony. — My tu jeszcze wrócimy — zapowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Iwona Hartwich.
— To nie jest koniec. My protest zawieszamy, nie kończymy — podkreśliła matka niepełnosprawnego Kuby. — Nikt z nami nie chce rozmawiać. Rząd nie chce z nami rozmawiać. Zaproponowałyśmy cztery kompromisy. To, co się stało dwa dni temu, ta szarpanina, mi lecą łzy po policzku. Robimy to z myślą o naszych dzieciach — tłumaczy powody decyzji.