Przeciwnicy zmian wprowadzanych przez Prawo i Sprawiedliwość po raz trzeci przeszli ulicami Warszawy. Marsz Wolności miał być manifestacją jedności zjedzonej opozycji – Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej.
Przeciwnicy zmian wprowadzanych przez Prawo i Sprawiedliwość po raz trzeci przeszli ulicami Warszawy. Marsz Wolności miał być manifestacją jedności zjedzonej opozycji – Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej.
Na ulicach Warszawy pojawiły się flagi Platformy Obywatelskiej, Komitetu Obrony Demokracji, Unii Europejskiej i środowisk LGBT.
Przestrzegania konstytucji, niezawisłości Trybunału Konstytucyjnego, demokracji i wolnych wyborów – tego wszystkiego, w imieniu uczestników manifestacji, dopominał się Grzegorz Schetyna.
Na zaproszenie opozycji na marszu pojawił się były prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński. Mówił on o konieczności cofnięcia reformy wymiaru sprawiedliwości proponowanej przez Prawo i Sprawiedliwość. Na marszu pojawili się również aktorzy. Wśród nich Daniel Olbrychski.
Prawo i Sprawiedliwość nie obawia się jednak politycznych przeciwników.
akcentował wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik.
O studzenie społecznych nastrojów w Mielcu – podczas spotkania z mieszkańcami miasta – apelowała wicepremier do spraw społecznych Beata Szydło.
Zarówno Platforma jak i Nowoczesna nie ukrywały, że uczestnicy Marszu Wolności przywożeni byli w zorganizowanych grupach z wielu polskich miast. To wcale nie przełożyło się jednak na rekordową frekwencję. Ta po raz kolejny jest jednak osią sporu. Warszawski ratusz mówi o 50 tys. uczestników, policja twierdzi, że było ich, co najmniej kilka razy mniej.
Nieumiejętne prowadzenie kampanii przez opozycję wzmacnia Prawo i Sprawiedliwość – mówi politolog dr Krzysztof Sławski.
Potwierdza to jeden z najnowszych sondaży. Według badania na Prawo i Sprawiedliwość zagłosowałoby 43 procent ankietowanych. To ponad dwukrotnie więcej niż na drugą Platformę Obywatelską. Partia Grzegorza Schetyny może liczyć na 20 proc. głosów.
TV Trwam News/RIRM
