Głośne i nośne medialnie informacje na temat zakupów systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Patriot, okrętów podwodnych z rakietami manewrującymi, a ostatnio zakupów w USA, włącznie z najnowocześniejszymi samosterujący
Nie trzeba specjalistycznej wiedzy, by zrozumieć, że broń rakietowa, nowoczesne okręty czy samoloty, to ważne, drogie i skomplikowane produkcje. Ich zakup uważa się za pierwszy wśród priorytetowych systemów obronnych. Nic więc dziwnego, że tak ważne decyzje dotyczące ich realizacji muszą być przemyślane. A to czasem musi potrwać.
Zdaniem komentatorów problem tkwi w tym, że w zbyt wielu przypadkach trwa to za długo. Do tego jeśli już do zawarcia takich umów dojdzie, deklarowane terminy realizacji są po wielokroć przekładane, a nawet unieważniane. Trudno też zaprzeczyć, że rząd ma problem z teoretycznie prostymi zakupami, które po jakimś czasie, w praktyce, okazują się nie takie łatwe do zrealizowania.
Do takich decyzji należą toczące się od 2012 r. programy modernizacyjne oznaczone kryptonimami Żmija i Mustang, które mają doprowadzić do wymiany starych terenowych łazików produkcji radzieckiej i niewiele młodszych Honkerów.
W 2015 r. Inspektorat Uzbrojenia ogłosił ofertę przetargową w programie Żmija na dostawę 118 pojazdów dalekiego rozpoznania. Przedstawił zasadnicze kryteria, jakimi powinny charakteryzować się pojazdy wysokiej mobilności, jakie chciałoby mieć wojsko.
Miały to być pojazdy w układzie napędowym 4×4, o masie całkowitej nieprzekraczającej 2600 kg (masa własna do 1700 kg), z silnikiem o mocy maksymalnej nie niższej niż 123 KM, zarazem zdolne do przewozu trzech żołnierzy, uzbrojenia, sprzętu specjalistycznego i ładunku o masie minimum 900 kg. Z kołami o średnicy co najmniej 15 cali wyposażonymi we wkładki typu run-flat, z wyciągarką do samoewakuacji z siłą uciągu nie mniejszą niż 65 proc. dopuszczalnej masy całkowitej (DMC).