7 sierpnia Stany Zjednoczone przywróciły jednostronne sankcje gospodarcze nałożone na Iran, aby „wywrzeć maksymalną presję” na Teheran. Oznacza to wycofanie się USA z międzynarodowego porozumienia nuklearnego (Joint Comprehensive Plan of Ac
Uruchomienie pierwszej rundy przywracania amerykańskich sankcji to efekt podpisanego 6 sierpnia przez prezydenta Trumpa rozporządzenia wykonawczego. Pierwsza runda obejmuje zakaz dostępu do amerykańskiej waluty, handlu metalami przemysłowymi i szlachetnymi, węglem czy oprogramowaniem przeznaczonym dla przemysłu. Uderza ona także w sektor motoryzacyjny. Co więcej, zagraniczni inwestorzy nie mogą kupować irańskich obligacji ani pośredniczyć w ich emisji. Kolejna seria restrykcji, przewidziana na 8 listopada, jest wymierzona w sektor naftowy i gazowy oraz w irański bank centralny. To ona może najbardziej uderzyć w gospodarkę Iranu, gdyż właśnie przemysł naftowy był do tej pory siłą napędową rozwoju tego kraju.
Eksterytorialny charakter amerykańskich restrykcji jest związany z tzw. wtórnym charakterem prawodawstwa, co znaczy, że nie dotyczy on jedynie przedsiębiorstw amerykańskich, ale stosuje się również do wszystkich firm spoza Stanów Zjednoczonych. W przypadku naruszenia sankcji, przedsiębiorstwa zagraniczne narażone zostaną na blokady, konfiskaty czy nawet zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w Stanach. W praktyce sankcje USA oznaczają, że ukarana może być każda firma prowadząca bądź rozpoczynająca biznes w Iranie. Przedsiębiorstwa dostały od 90 do 180 dni na wyplątanie się z wcześniejszych kontraktów. Naturalnie dla większości międzynarodowych korporacji obecność na amerykańskim rynku jest znacznie ważniejsza niż handel z Iranem. Dlatego też wiele europejskich firm już zdecydowało się zakończyć swoją działalność w Iranie. I tak francuski koncern Renault, który wszedł kilka lat temu w joint venture mające produkować 150 tys. samochodów rocznie, wycofał się z rynku irańskiego, podobnie postąpił także włoski koncern energetyczny Eni, niemiecki Daimler AG, francuska grupa motoryzacyjna PSA (Peugeot, Citroen, Opel), Nestlé, Roche czy Airbus, który dostarczył zaledwie trzy z planowanych 100 odrzutowców. Również francuski gigant naftowy Total wstrzymał inwestycje w Iranie do momentu uzyskania od USA odpowiedniej licencji, pozwalającej na kontynuowanie prac nad projektem South Pars. Firma wydała na tę inwestycję już 47 milionów dolarów, a docelowo miała przeznaczyć na nią ponad miliard. Jak do tej pory najbardziej radykalnie zareagowała branża finansowa, która natychmiast po decyzji prezydenta Trumpa wycofała się z Iranu, ze względu na prowadzone przez europejskie banki transakcje w dolarach amerykańskich.
Unia Europejska niemal automatycznie po wprowadzeniu przez Stany Zjednoczone restrykcji handlowych zdecydowała się na użycie wszelkich możliwych środków w celu zabezpieczenia europejskich firm, szczególnie małych i średnich, przed konsekwencjami amerykańskich sankcji wtórnych. I tak 7 sierpnia, czyli dzień po tym, jak zaczęło obowiązywać amerykańskie prawo, weszło w życie rozporządzenie 96/2271, nazywane powszechnie «statusem blokującym». Rozporządzenie to powstało w 1996 roku, gdy Unia postanowiła chronić europejskie firmy przed skutkami amerykańskiego embarga na Kubę, Libię oraz Iran. Nie zostało ono jednak wtedy użyte, gdyż Wspólnota zdecydowała się dowodzić swoich racji w ramach Światowej Organizacji Handlu. W praktyce oznacza to tyle, że nie wiadomo, jak prawo będzie stosowane. Podstawowym celem rozporządzenia jest przeciwdziałanie skutkom amerykańskich sankcji dla podmiotów gospodarczych z Unii Europejskiej prowadzących legalną działalność w relacji z Iranem. Rozporządzenie zakazuje unijnym rezydentom i firmom stosowania się do amerykańskiego prawodawstwa, chyba że zostaną oni do tego upoważnieni przez Komisję Europejską w wyjątkowych przypadkach. Prawo to umożliwia także podmiotom unijnym uzyskanie odszkodowania, jednocześnie unieważniając na terenie UE skutki wszelkich orzeczeń sądów amerykańskich wydanych na podstawie tej legislacji. Dla przykładu, jeśli jakaś amerykańska firma zerwie kontrakt ze swoim unijnym partnerem, wówczas będzie on mógł dochodzić od niej roszczeń. Skuteczność takiego działania będzie jednak możliwa jedynie, jeśli właściwym do rozstrzygnięcia sądem będzie ten na terenie UE, a nie sąd w USA. W przeciwnym wypadku wszelkie rekompensaty za straty wynikające z sankcji mogą okazać się bowiem płonne.
Niemalże natychmiastowa decyzja Unii Europejskiej o wprowadzeniu «statusu blokującego» miała na celu ochronę europejskich firm przed amerykańskimi sankcjami. Jednak czy w rzeczywistości okaże się ona skuteczna, pozostaje pod znakiem zapytania. Tak jak wspomniane było wcześniej, wiele europejskich korporacji już podjęło decyzję o zakończeniu swojej działalności w Iranie, kolejne planują stopniowe wychodzenie z tego kraju w najbliższych miesiącach. Szczególnie banki pamiętają bowiem, jakie konsekwencje mogą na nie czekać w sytuacji niedostosowania się do amerykańskich gróźb. Niemiecki Commerzbank w 2014 roku, ze względu na łamanie amerykańskich sankcji wtórnych, musiał zapłacić prawie 1,5 mld dolarów kary. Jeszcze bardziej dotkliwie sprawę odczuł francuski Paribas, otrzymując 9 mld dolarów grzywny. Już samo regulowanie płatności w dolarach i korzystanie z systemu SWIFT może stać się problematyczne, dlatego nie należy oczekiwać, że którykolwiek z wielkich europejskich banków zdecyduje się na ryzyko wykluczenia z amerykańskiego rynku finansowego. Mimo że nie jest to w sposób jednoznaczny napisane, KE od początku zdawała sobie sprawę z ułomności swojego prawodawstwa, dlatego też wprowadziła możliwość złożenia przez europejskie firmy wniosku o wyłączenie spod przestrzegania «statusu», w sytuacji, gdy stosowanie się do rozporządzenia unijnego poważnie naruszyłoby interesy firmy. Co oznacza, że wszystkie europejskie przedsiębiorstwa — niezależnie od rozmiaru i charakteru prowadzonej działalności — powiązane w jakikolwiek sposób gospodarczo czy finansowo z USA, niechcące ryzykować potencjalnych problemów z eksportem swoich produktów do USA lub odcięciem od rozliczeń w dolarze amerykańskim, mają możliwość złożenia wniosku o wyłączenie.. Czas na złożenie odpowiednich dokumentów mija 7 września. W przypadku zaniechania krajowym organom państw członkowskich przysługuje możliwość nakładania kar na przedsiębiorstwa, które nie zastosują się do unijnego rozporządzenia. UE nie precyzuje ani wysokości, ani rodzaju dopuszczalnych kar, stwierdza jedynie, że ewentualne retorsje mają być «skuteczne, proporcjonalne i odstraszające». W wielu państwach Wspólnoty może to oznaczać kary pieniężne, a nawet pociągnięcie do odpowiedzialności karnej dla podmiotów gospodarczych. Unia oprócz nowego prawodawstwa wystąpiła także z apelem do Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI) o pomoc europejskim firmom, w szczególności małym i średnim, w utrzymaniu przepływów handlowych. Jednak i ten plan może się nie ziścić. Pod koniec lipca prezes EBI Werner Hoyer zaznaczył, że bank nie może dłużej odgrywać aktywnej roli w Iranie, biorąc pod uwagę fakt, że model biznesowy banku byłby zagrożony i sprzeczny z byciem «solidną i wiarygodną instytucją na międzynarodowych rynkach kapitałowych». Europejski Bank Inwestycyjny obawia się bowiem, że współpracując z Teheranem, nie będzie w stanie pozyskać pieniędzy na amerykańskim rynku, co może wpłynąć negatywnie na jego działalność.
Po zniesieniu sankcji na Iran w 2016 r. kraj ten wyłonił się na nowo na mapie gospodarczej świata. Iran, jako 85-milionowe państwo, z rosnącą klasą średnią, młodym społeczeństwem i dynamicznym wzrostem gospodarczym, często porównywany jest do krajów Europy Środkowo-Wschodniej z początku transformacji ustrojowej. Rosnące zapotrzebowanie na inwestycje i transfer nowych technologii spowodowały, że wiele europejskich i polskich firm zdecydowało się zainwestować w tym kraju.