PiS w sprawie afery w Komisji Nadzoru Finansowego powtarza, że służby zadziałały błyskawicznie. Sprawdziliśmy: co najmniej trzy razy prokuratura podległa Zbigniewowi Ziobrze zwlekała z decyzjami. A zdymisjonowany szef Komisji trzy godziny spędził w swoim gabinecie. Wyszedł, zanim weszli tam agenci CBA.
Śledztwo w sprawie korupcji w KNF prokurator generalny Zbigniew Ziobro wszczął 13 listopada — sprawę dostała delegatura Prokuratury Krajowej w Katowicach. Była to reakcja na nasz poranny tekst „Spokój za 40 mln”, w którym opisaliśmy złożone przez Leszka Czarneckiego zawiadomienie do prokuratury. Bankier poinformował, że 28 marca szef KNF Marek Chrzanowski zaproponował mu przychylne traktowanie Getin Noble Banku w zamian za zatrudnienie na specjalnych warunkach wskazanego przez siebie prawnika Grzegorza Kowalczyka. Czarnecki oszacował, że miałoby go to kosztować ok. 40 mln zł.
Zawiadomienie złożył w prokuraturze krajowej 7 listopada o godz. 8.34 pracownik kancelarii mecenasa Romana Giertycha, który jest pełnomocnikiem Czarneckiego. To była środa przed trzema dniami wolnymi — 10,11 i 12 listopada.
Odbiór dokumentu pokwitowała pieczątką i własnoręcznym podpisem sekretarz Marta Przekazińska z biura obsługi Prokuratury Krajowej. I tylko tyle wiadomo na pewno o losach tego zawiadomienia.