Wrocław nie miał nigdy szczęścia do połączenia kolejowego z Warszawą, ale najnowsze plany rządowe zapowiadają diametralną zmianę w tym względzie. Nie będzie to jednak rewolucja, a stopniowa ewolucja, choć ma się zakończyć powstaniem kolei d
Stolica Dolnego Śląska nigdy nie miała linii kolejowej o wysokich parametrach, która łączyłaby ją w linii prostej z Warszawą. Jeszcze kilka lat temu pociągi ekspresowe kursowały między tymi miastami przez Poznań lub wręcz przez Katowice, drogami bardzo okrężnymi, ale zapewniającymi na długich odcinkach wysoką prędkość maksymalną – 160 km/h. Taka podróż zajmowała jednak ponad 5 godzin, podczas gdy miasta są oddalone od siebie jedynie o 300 km.
— Wrocław jest przykładem dużego miasta, które nie ma i nigdy nie miało dobrego połączenia z Warszawą. Między tymi miastami od zawsze trzeba jeździć dookoła — ocenia Jakub Majewski, prezes fundacji Pro Kolej, były prezes Kolei Mazowieckich i były wiceprezes Urzędu Transportu Kolejowego.
I rzeczywiście, choć w grudniu 2014 roku sytuacja zmieniła się na lepsze, to do Wrocławia nadal jeździ się dookoła. Pod koniec 2014 roku pociągi Pendolino wyjechały na zrewitalizowaną tzw. protezę koniecpolską, czyli linię kolejową łącząca Koniecpol, Częstochowę, Lubliniec, Ozimek i Opole. To skróciło podróż do 3 godzin 45 minut, jednak przez otwarcie drogi ekspresowej S8 czas jazdy samochodem jest i tak o około pół godziny krótszy.
Poza tym proteza koniecpolska między Opolem a Lublińcem jest jednotorowa, co znacznie ogranicza częstotliwość kursowania pociągów. Na linii muszą się bowiem zmieścić także pociągi regionalne i towarowe.