– Oceniamy przez pryzmat emocji. Można uderzyć w dobre tony i powiedzieć, że piłkarzom na mundialu się nie chciało. Ja nie mogę tego stwierdzić….
Łukasz Grzegorczyk, Wprost.pl: Brakuje ci biegania z kamerą na zgrupowaniach reprezentacji?
Łukasz Wiśniowski: Robiłem to wystarczająco długo. Wydaje mi się, że na tyle sprawnie oceniam rzeczywistość, że jeśli by mi czegoś brakowało, to świadomie nie zrezygnowałbym z tego. Moja praca w PZPN trwała prawie sześć lat i pewien etap po prostu się zakończył. Absolutnie mi tego nie brakuje.
Kiedy podjąłeś decyzję, że odchodzisz z „Łączy nas piłka”?
Już przed mistrzostwami świata wiedziałem, że po mundialu się pożegnam i sygnalizowałem to moim szefom. Nie było to w żadnej mierze spowodowane tym, co wydarzyło się w Rosji, choć pewnie wielu osobom będzie ciężko w to uwierzyć. To była świadoma, w pełni przemyślana na wiele sposobów decyzja. Po prostu poczułem, że muszę robić coś innego. Zdradzę, że razem z Kubą Polkowskim planujemy odpalić w styczniu kanał piłkarski, który może trochę namieszać na polskim YouTube. Uważam, że jestem jeszcze za młody, żeby sobie usiąść, przychodzić do biura, odbijać kartę na zakładzie i robić tak, bo jest mi wygodnie.
Mówiłeś, że formuła tworzenia vlogów się wyczerpała. Nie było szans na kontynuację współpracy z nowym projektem?
Wyczerpała się w moim wykonaniu. Czułem, że w tym układzie nie ma to dalej sensu. Wydaje mi się, że w pewnym momencie potrzebujesz zmiany, żeby mieć jakiś oddech i sprawdzić się w innym środowisku. To byłoby dalej mieszanie się w tym samym sosie. Uznałem, że lepiej będzie, żeby ktoś inny, ze świeżym pomysłem dalej walczył z tą materią, a wbrew pozorom nie jest to takie łatwe. Z jednej strony ludzie mówią: trafiłeś na super wyniki i samo to popłynęło. Tak, ale z drugiej strony zaczynaliśmy za kadencji trenera Waldemara Fornalika, gdzie wyników nie było, albo były kompletnie rozczarowujące. Wtedy też tworzyliśmy treści, które znajdowały sporo odbiorców.
Byłeś z kadrą w Rosji, obserwowałeś wszystko „od kuchni”. Na jakimś etapie przygotowań do mundialu dało się wyczuć, że coś idzie nie tak, jak powinno?
Wszystko szło tak, jak przed Euro 2016, w wielu szczegółowych aspektach nawet lepiej. My z jakiegoś powodu oczekujemy jednej dominującej przyczyny, która powie nam, dlaczego coś wyszło nie tak. Na to złożyło się kilkadziesiąt małych cegiełek. Fajnie mówił o tym Łukasz Piszczek, że jeśli wypada jeden komponent, to zastępuje go słabszy. I już budowla jest niestabilna. Nawiązuję do kontuzji Kamila Glika, która miała kluczowe znaczenie w kontekście tego, co wydarzyło się później. Od niej wszystko się zaczęło.
To jedna z tych cegiełek. A inne?
Eksperyment taktyczny przed mundialem, o którym dużo się dyskutowało. Jakbyśmy doskonalili to, co wychodzi nam dobrze, funkcjonowałoby jeszcze lepiej. My jako reprezentacja Polski jesteśmy w stanie rywalizować z każdą drużyną świata, jeśli wszystko to, co mamy najlepsze, odpali w kluczowym momencie. Tak było na Euro 2016, gdzie każdy był w życiowej formie, może poza Robertem Lewandowskim. On przeanalizował sobie przygotowania do turnieju we Francji i kompletnie inaczej podszedł do tego przed mundialem w Rosji. Bardzo dużo podporządkował właśnie pod to. W klubie grał o wiele mniej niż w poprzednich latach, a mistrzostwa były dla niego kluczową sprawą. Może to, że przygotowania wyglądały tak samo jak przed Euro 2016, a były nawet lepiej dopięte w pewnych detalach sprawiło, że to ostatecznie nie było dobre? Może potrzebny był nowy impuls, jakieś przełamanie. Poza tym, my nie jesteśmy tak mocni, jak nam się wydaje. Kreujemy się na potęgę, ale bez kontekstu. Z piłkarzy reprezentacji Polski, których zna cały świat mamy dzisiaj Roberta Lewandowskiego i może Wojciecha Szczęsnego. Jest problem w ocenie potencjału ludzkiego tej drużyny.
Ktoś może powiedzieć, że na „Łączy nas piłka” też pompowaliście balonik.
Pokazywaliśmy atmosferę wewnątrz drużyny, a ona jest dobra. To 23 gości, którzy się znają, lubią, osiągnęli sukces w życiu. Grają za granicą, mają fajnie poukładane życie prywatne i jeszcze jadą sobie na mistrzostwa świata. Jest jakiś powód, by być w złym humorze? Dlaczego mieliśmy tego nie pokazywać? Ktoś może też powiedzieć, że przedstawialiśmy piłkarzy, jakby byli nie wiadomo kim. Dla mnie, a od zawsze interesuję się piłką, ktoś kto gra choćby na poziomie Piotra Zielińskiego jest kimś niesamowitym, bo zrobił coś więcej, niż większość ludzi, których znam. Wybitnych jednostek w tym środowisku jest może dwa procent.
Po porażce z Senegalem ruszyła lawina komentarzy. Niektórzy zarzucali reprezentantom, że bardziej niż na piłce skupiali się na udziale w spotach reklamowych. To tylko jeden z przykładów.
Jest tak dużo absurdalnych zarzutów, że trudno się odnieść do wszystkich. Ogromna większość tych spotów, które funkcjonowały, nie była nagrywana bezpośrednio przed przygotowaniami do mundialu. W poprzednich latach piłkarze też grali w reklamach. To, że teraz było większe zainteresowanie ich usługami marketingowymi czy komercyjnymi wynikało z tego, że przez poprzednie trzy, cztery lata po prostu grali na wysokim poziomie. Niektórzy korzystali z tego, że oferty się pojawiły. Udział w kampanii reklamowej piłkarza reprezentacji Polski, to 2-3 godziny na planie zdjęciowym. Jeśli ktoś uważa, że wzięcie udziału nawet w trzech kampaniach reklamowych, na które piłkarz w ciągu 12 miesięcy poświęcił 9 godzin, wpływa na jego formę fizyczną na mundialu, to nie ma pojęcia, o czym mówi. Zarzuty dotyczące kampanii reklamowych są tak samo absurdalne, jak te związane z piciem alkoholu.
A jak było z tym alkoholem?
Powiem szczerze, że ta drużyna piła za mało. Było jedno spotkanie, na którym piłkarze za zgodą Adama Nawałki mogli napić się alkoholu.