Ochrona granic UE. O spokojny sen Europy — fakty.interia.pl — Granica z Rosją, Białorusią i Ukrainą to nie tylko granica Polski z tymi państwami, ale także wschodnia granica Unii Europejskiej. Nasi funkcjonariusze pracują, by cała Europa czuła się
Granica z Rosją, Białorusią i Ukrainą to nie tylko granica Polski z tymi państwami, ale także wschodnia granica Unii Europejskiej. Nasi funkcjonariusze pracują, by cała Europa czuła się bezpiecznie. Jak sobie radzą? Sprawdziliśmy w Dołhobyczowie.
Zdjęcie
Granica polsko-ukraińska / Łukasz Solski / East News
Czy chciałbyś/ałabyś, by wewnątrz UE na stałe wróciły kontrole graniczne?
Tak
Nie
Nie mam zdania
Nie zaznaczono żadnej odpowiedzi!
Czy chciałbyś/ałabyś, by wewnątrz UE na stałe wróciły kontrole graniczne?
Tak
43%
Nie
55%
Nie mam zdania
2% głosów: 11800
— Panie Petro, prawo jazdy pan ma, a jak jest u pana ze znajomością przepisów?
— Nie rozumiem.
— Stoi pan na zakazie zatrzymywania. Tutaj stawać nie można.
— Ale ja tylko na chwilę. Zaraz odjadę.
— Mogę panu zaoferować mandat w wysokości 100 zł. Może pan odmówić, a wówczas sprawa trafia do sądu.
— Ale ja tylko na chwilę.
— Jaka jest pana decyzja?
— Zapłacę. Nie będę chodził po sądach.
Tak zaczęliśmy patrol z funkcjonariuszami Straży Granicznej z Dołhobyczowa. Dziwi, że ukraiński kierowca tak łatwo zaakceptował mandat. «Trzeba z nimi rozmawiać kulturalnie, ale krótko. Zazwyczaj tak to wygląda. Czasem się kłócą, czasem jeszcze szybciej zgadzają się na karę i odjeżdżają» — mówi jeden z pograniczników.
Pierwszym zadaniem funkcjonariuszy, którym towarzyszę wraz z rzecznikiem Nadbużańskiego oddziału SG, jest udrożnienie drogi prowadzącej do przejścia granicznego w Dołhobyczowie. Wzdłuż wąskiego pasa stoją samochody, które mogą utrudniać normalny ruch. Tego dnia nie było kolejek do przejścia, a przy drodze stały tylko dwa samochody. Kierowcą jednego z nich był wspomniany Petro. Podjeżdżamy do drugiego, volkswagena, ale nie ma w nim kierowcy. «Jeszcze tu wrócimy i zobaczymy, co jest grane» — mówi drugi funkcjonariusz.
Zdjęcie
Funkcjonariusz sprawdza kierowcę w bazie / Łukasz Szpyrka / INTERIA. PL
Po krótkim objeździe po okolicy wracamy do wcześniej zauważonego volkswagena. Jest już pełny. Kierowca wyszedł na chwilę, by z przejścia pieszego odebrać znajomych. Z tej opcji korzysta wiele osób. Żniwa zbierają właściciele posesji wzdłuż drogi dojazdowej do przejścia, którzy własne gospodarstwa przerobili na parkingi. Interes kwitnie, bo trudno tam znaleźć wolne miejsce. Ceny są różne. Godzina najczęściej kosztuje 2 zł. Ceny za dobę wahają się od 5 do kilkudziesięciu złotych. Po stronie ukraińskiej tak to nie działa. Samochody stoją przy drodze lub na okolicznych polach. Pouczony kierowca odjeżdża.
Drugie zadanie funkcjonariuszy to kontrola drogowa kilka kilometrów od przejścia. Wygląda dokładnie tak samo jak zwykła kontrola policyjna. Funkcjonariusze zatrzymują busa. Co ciekawe, jego kierowcą jest… pasażer wcześniej sprawdzanego volkswagena. Jeden ze strażników popularną «regulą» bada autentyczność prawa jazdy. «Regula» to coś w rodzaju małej lupy, mikroskopu. Wszystko się zgadza, choć niepokój budzi zdjęcie. Na dokumencie z 2011 roku widnieje młody szatyn, rocznik 1979, a za kierownicą siedzi szpakowaty pan z widocznymi zmarszczkami. Wątpliwości nie ma doświadczony funkcjonariusz. «Są różne przypadki. Ludzie bardzo się zmieniają. Pamiętajmy, że od 2011 roku na Ukrainie wydarzyło się wiele. Jestem pewny, że to ten sam człowiek». Na dowód pokazuje paszport wydany w 2016 roku. Porównując obie fotografie widać, że strażnik się nie mylił.
Dołhobyczowska placówka jest dość specyficznym miejscem. Niemal cała wschodnia granica Polski z Ukrainą przebiega wzdłuż rzeki Bug. To teren, którym Ukraińcy starają się przerzucić do Polski różne towary, głównie papierosy. 16 km ochranianej granicy przez placówkę w Dołhobyczowie to natomiast ląd. Tutaj zdarzają się próby nielegalnego przekroczenia granicy.