Kolejna fala protestów przeciwko reformie emerytalnej przetoczyła się przez Francję. Na ulice wyszło prawie dwa miliony demonstrantów. W zamieszkach rannych zostało 149 funkcjonariuszy i kilkudziesięciu protestujących. Aresztowano ponad 200 osób, w tym 117 w Paryżu.
Mimo przyjęcia ustawy o reformie emerytalnej przez francuski parlament mobilizacja protestujących nie słabnie. Według związkowców, w demonstracjach wzięło udział trzy i pół miliona osób. Według MSW — milion osiemdziesiąt tysięcy. W Paryżu odnotowano najwyższą frekwencję od początku roku — sto dziewiętnaście tysięcy osób.
REKLAMA
Pierwszy raz protesty przeciwko reformie emerytalnej przybrały aż tak brutalny charakter.
Na placu Opery Paryskiej demonstranci podpalili kiosk, a policja była obrzucana przez protestujących koktajlami Mołotowa, przedmiotami i petardami. Funkcjonariusze wielokrotnie przystępowali do kontrataków i używali gazu łzawiącego.
— To działania bojówkarzy, często powiązanych ze skrajną lewicą, którzy chcą obalić państwo, zabić policjantów i zaatakować nasze instytucje — skonstatował szef MSW Gerald Darmanin.
Zobacz wideo Zełenski poza terenem Ukrainy. W Paryżu spotkał się z Emmanuelem Macronem i Olafem Scholzem
Więcej najnowszych informacji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Na ulicach francuskich miast barykady. Próbowano podpalać budynki publiczne
W wielu miastach, między innymi w Rennes, Nantes, Lorient i Paryżu w ogniu stanęły barykady na ulicach i próbowano podpalić budynki publiczne. W Bordeaux spłonęła brama merostwa. Uliczne walki trwały do późnego wieczora.
Związkowcy i liderzy opozycji potępili przemoc, ale oskarżyli władzę o podsycanie społecznego gniewu. — Na naszych oczach pisze się ważna karta francuskiej historii społecznej. Nie dziwi mnie ta sytuacja po 65 dniach mobilizacji — stwierdził lider radykalnej lewicy Jean-Luc Mélenchon.