Домой Polish — mix Euro 2024: jak strzelać karne

Euro 2024: jak strzelać karne

181
0
ПОДЕЛИТЬСЯ

Anglicy nie pokazali ładnej piłki. Obalili za to jeden z piłkarskich komunałów: że rzuty karne to loteria.
Przecież to się prosi o wielkie kino. Albo o spektakl na deskach teatru. Albo o literaturę. Bo, powiedzmy od razu: telewizja, choć ma ponoć na tym turnieju po czterdzieści kamer na każdym stadionie, nie jest w stanie pokazać wszystkiego. Wszystkiego nie widać też z wysokości trybun.
Weźmy chociażby ów samotny marsz wykonawcy rzutu karnego ze środkowego koła w stronę białej wapiennej kropki oddalonej od bramki o jedenaście metrów. Ileż tam się wydarza, w ciągu tego trwającego kilkanaście sekund spaceru, którego opis w autobiografii Andrei Pirlo (ten to potrafił strzelać karne…) zajmuje bite osiem stron. Ileż myśli przelatuje przez głowę — albo jakich metod się używa, by te myśli odpędzić. Ileż można wyczytać ze sposobu, w jakim przyszły strzelec zbliża się do pola karnego. Czy spieszy mu się, czy przeciwnie: pamięta o tym, by uspokoić tętno. Patrzy w oczy bramkarza, ryzykując, że ten zdoła go rozproszyć jakąś miną czy gestem, czy go ignoruje, starając się zostać w swojej przestrzeni. Zamieni słowo z sędzią, uśmiechnie się, wykona jakiś gest, świadczący o tym, że czuje się pewnie. Pocałuje futbolówkę, ustawi ją starannie, poprawi jeszcze raz, spojrzy w bok, w stronę arbitra. Poczeka na sygnał.
A potem, kiedy już wszystko zostanie przygotowane, piłka unieruchomiona i będzie można zacząć rozbieg: jaką decyzję podejmie. W jaki sposób zmierzy się z paradoksem kłamcy, w którym on wie, że bramkarz wie, w jaki sposób wykonywał wszystkie karne w karierze. Czy coś zmieni, czy postawi na to, co zawsze działało. Uderzy technicznie, czy z całej siły. Przy słupku lub w samo okienko, gdzie bramkarz nie zdąży doskoczyć, czy w środek bramki, zwlekając do ostatniej milisekundy, by to golkiper ruszył pierwszy. Kto wygra tę wojnę nerwów, ten psychologiczny pojedynek, to starcie rewolwerowców, czekających, który pierwszy sięgnie do kabury. Strach bramkarza przed jedenastką…
No dobra, pisarze próbowali. „Bramkarz zastanawia się teraz, w który róg strzeli przeciwnik — wyjaśniał Bloch handlowcowi”, to fragment „Strachu bramkarza przed jedenastką” Petera Handkego w przekładzie Kamila Idzikowskiego. „O ile go zna, powinien wiedzieć, gdzie z reguły celuje. Być może jednak strzelec liczy się z tym, że on o tym wie. Więc bramkarz myśli sobie dalej: tym razem piłka poleci pewnie w drugi róg. Ale co się stanie, jeśli przeciwnik też już o tym pomyślał i mimo wszystko spróbuje strzelić tam, gdzie zawsze”. Bohater książki Handkego, dodajmy, jest byłym bramkarzem. Tłumaczy więc dalej: „Kiedy będzie brał rozbieg, bezpośrednio przed strzałem, bramkarz pokaże mu mimowolnie mową ciała, w którą stronę się rzuci, co da mu okazję do posłania piłki w przeciwnym kierunku. Bramkarz mógłby równie dobrze próbować otworzyć drzwi źdźbłem słomy”.
Z dalszego wywodu austriackiego noblisty, a właściwie z ostatniego akapitu książki, zdaje się wynikać, że psychologiczną przewagę ma jednak bramkarz. On nie musi obronić — bramka jest zbyt wielka, odległość zbyt mała, jeśli prędkość, z jaką kopnięta jest piłka, przekracza 100 km/h, do pewnych fragmentów bramki (wspomniałem już: przy słupku albo w okienku) zwyczajnie nie da się doskoczyć. Innymi słowy: to strzelec musi trafić. W serii rzutów karnych nie można liczyć na dobitkę, jeśli piłka trafi w poprzeczkę czy słupek albo wyląduje gdzieś w trybunach, wszystko to obraca się na korzyść golkipera. Serie rzutów karnych zawieszają więc na kilkanaście minut jedno z futbolowych prawideł, czyniących z bramkarzy niemal pewnych kandydatów na kozła ofiarnego. …i strach strzelca
A strzelcy? Strzelcy opowiadają później o tych „najdłuższych, najtrudniejszych pięćdziesięciu jardach, jakie musiałem przebyć w życiu”, jak to określił słynny angielski napastnik Alan Shearer, albo o „marszu trwającym wieczność”, podczas którego „uderzyło mnie, jak ciemna stała się noc”, by użyć opisu Garetha Southgate’a, obecnego selekcjonera Anglików, dla którego najtrudniejszym doświadczeniem w życiu, kompletnie przerastającym hejt, jaki od jakiegoś czasu spotyka go na tej posadzie, było niewykorzystanie karnego w meczu z Niemcami podczas mistrzostw Europy w 1996 roku.
Wtedy, dwadzieścia osiem lat temu, Anglicy w zasadzie nie trenowali jedenastek, a Southgate, środkowy obrońca skądinąd, podjął się strzelania z poczucia odpowiedzialności — i z poczucia, że boi się mniej od kolegów. „Gdy narobi się takiego bigosu, to człowiek rozumie, że w życiu zawodowym zapewne nie spotka go już nic trudniejszego. To niemal wyzwolenie, po którym dochodzi się do wniosku: no dobrze, czas wziąć byka za rogi” — wspominał po latach to, co przeżywał po niewykorzystanym karnym, w rozmowie z księciem Williamem; cytuję za świetną książką Paula Haywarda, „W poszukiwaniu zaginionej chwały”.

Continue reading...