Walka o objęcie urzędu prezydenta Warszawy w nadchodzących wyborach toczy się także wokół sprawy: kiedy budować kolejne odcinki metra. Obecny zarząd ma w szufladzie analizę wskazującą, że dopiero po 2030 roku. Pogląd ten wydaje się podziela
Kto w Internecie chciał przestudiować mapy metra i wszedł na stronę „Warszawa”, do 8 marca 2015 roku znajdował kreskę w osi północ-południe. Tak wyglądał pierwszy jego odcinek o długości 29,2 km i 21 stacjach.
To był Kopciuszek w porównaniu z hipnotyzująca mapą Tokio, z labiryntem linii liczących 312 km i z 290 przystankami, lub w porównaniu z ponad 340 km torów (długości 1112 km) i z 460 stacjami w Nowym Jorku.
Dodanie drugiej linii w Warszawie o tyle zmieniło sytuację, że metro wydłużyło się łącznie o 6,1 km i wozi codziennie o 135 tys. pasażerów więcej (łącznie ponad 600 tys.), a mapa ma kształt… krzyża.
Spór nie toczy się jednak o wygląd mapki, lecz o funkcjonalność, wzrost liczby pasażerów i odciążenie transportu na powierzchni.
Porównujmy się jednak do miast o zbliżonych rozmiarach i problemach.
W Pradze np. są już trzy linie metra, o długości 65,2 km i z 61 stacjami. A jednak wożą tyle samo pasażerów co warszawskie — po ok. 600 tys. dziennie.
Metro w Budapeszcie — nomen omen najstarsze na kontynencie (pochodzi z 1886 roku) — dziś ma cztery linie liczące 38,3 km, przy których są położone 52 stacje. Codziennie ich pociągi wożą ok. 700 tys. pasażerów.