Kobiety chcą wyglądać młodo i świeżo, ale przede wszystkim naturalnie. Stąd wciąż rosnąca popularność manualnych masaży liftingujących twarzy. Czy moda na inwazyjne zabiegi medycyny estetycznej się kończy?
Dzisiaj kobieta 50-letnia to nowa trzydziestka. I nie jest to wcale slogan reklamowy. Kobiety są coraz bardziej świadome tego, jak na ich wygląd wpływa właściwa dieta czy aktywność fizyczna oraz – co tu kryć – możliwości medycyny estetycznej. I chętnie z nich korzystają. Owal twarzy podniosą wszczepione pod skórę złote nici, zapadnięte policzki czy tzw. dolinę łez wypełni kwas hialuronowy, zmarszczki wygładzi botoks. W ten sposób poprawiają wygląd nawet młode dziewczyny, którym marzy się instagramowy ideał urody. Tym bardziej że zabiegi te reklamowane są jako bezpieczne i mało inwazyjne.
Jednak po latach zachłyśnięcia się możliwościami medycyny estetycznej coraz wyraźniej widać, że ma ona nie tylko ograniczenia, ale też może przynieść efekty uboczne. Zdarzają się one zazwyczaj wówczas, gdy poprawia się urodę zbyt często lub korzysta z usług osób bez odpowiedniego doświadczenia i wiedzy. Poważnym problemem okazuje się np. utrata naturalnej mimiki po podaniu toksyny botulinowej lub efekt opuchniętej twarzy po wielokrotnym zastosowaniu wypełniaczy (wchodzą one w reakcje z mięśniami, przemieszczają się, co staje się obciążeniem dla tkanek, które starają się pozbyć obcego ciała).
Wewnętrzna regeneracja
Lęk przed tego typu problemami, a także przesyt jaskrawym, okładkowym pięknem sprawiły, że kobiety zaczęły poszukiwać nowych rozwiązań. – Widzę ogromną zmianę w świadomości i podejściu pacjentek do urody – mówi Anna Antczak, lekarz medycyny estetycznej z kliniki Dermamed we Wrocławiu. – Coraz mniej z nich oczekuje efektu dużej zmiany. Chcą wyglądać dobrze, ale nie «za dobrze», jak najbardziej naturalnie. Tak, żeby nie było widać ingerencji medycznej.
Dobrze wykonany głęboki masaż liftingujący wygładzi skutecznie niektóre zmarszczki czy podniesie owal twarzy
W to zapotrzebowanie idealnie wpisały się głębokie masaże liftingujące, które przywędrowały do nas ze Wschodu. Jako pierwszy trafił do nas japoński Kobido, a po nim zaczęły pojawiać się inne rodzaje terapii manualnych nazywanych «liftingiem bez skalpela». Specjalizujący się w nich eksperci podczas zabiegów wykonują intensywny masaż sięgający głębokich tkanek – mięśni i powięzi twarzy, głowy, dekoltu, a czasami brzucha i pleców. Docierają w niedostępne inaczej miejsca przez usta (masaż transbukalny). Podczas zabiegów wykorzystywane są chińskie bańki, specjalne pałeczki (Oshin Bian), odpowiednio wyprofilowane kamienie, dzięki którym intensywniej można poruszyć tkanki.