W doraźnie wyłaniającej się elicie amerykańskiej skręcają się ze śmiechu: Niemcy obrońcami amerykańskiej demokracji. Nie ma nawet powodu przywoływać stosownych tytułów prasowych. Z przywódcami Europy też niezbyt różowo to wygląda. Ba! Wieje ideologią, która tylu zamieszała w głowie. Dla przykładu taka Federica Mogherini. Tyle lat członkini partii komunistycznej Włoch. Do czasu, kiedy należało przemalować się na socjalizm. Czyli casus Cimoszewicza i Kwaśniewskiego. Albo niedawno jeszcze przemawiający z europejskiej trybuny José Manuel Barosso. Ten nie kochał komunizmu w wydaniu sowieckim. Wolał go w formie czystszej. W wersji chińskiej. Był maoistą, który się Trumpom nie kłania. A szef w Europie Jens Stoltenberg. Kim to był on w latach młodości jurnej i czupurnej? Co wyprawiał przed ambasadą w Oslo ze swymi kolegami po zbombardowaniu portu Hajfong w Wietnamie. gdzie dokonywano transferów broni i ciężkiego sprzętu z pokój miłującego Związku Radzieckiego? No, a sama kanclerz Niemiec, to przecież znany dysydent z czasów. Tyle, ze dysydent, jakby inaczej. Joschka Fischer przy niej to sama dobroć komunistycznej edukacji, bo dobrocią zajmowano się przecież w enerdowskich związkach młodzieży socjalistycznej. Pewnie. Już nie narodowo socjalistycznej, ale tej z sowieckim prisiudem. Tak dochodzimy do pewnego Karla Schulza. W od maja 1937 roku, czyli wtedy kiedy rodzice kończyli Uniwersytet Warszawski nie wiedząc, że za dwa lata brat ojca Henryk będzie torturowany na Pawiaku, a następnie zgładzony w polskim obozie koncentracyjnym na terenie Austrii zwanym swojsko Mauthausen-Gusen. Karl Schulz był szefem gestapo w tym obozie. Wiemy, że uczestniczył w niektórych egzekucjach. Czy także w tej w której 18-go listopada 1940 roku zgładzono Henryka w tak zwanej egzekucji warszawiaków? Nie wspominałbym o tym, ale chce zaznaczyć, że wśród osób zatrudnianych w Białym Domu jest w wymiarze bardziej ogólnym dobra znajomość przeszłości wymienianych osób. Karl Schulz to jedynie jeden z wielu. -Hauptsturmführer z Mauthausen-Gusen do wybuchu wojny pracował dla policji w Kolonii. Czyli tak jak ojciec kandydata na kanclerza Niemiec Martina. Tyle, że po wojnie. Zbieżność nazwisk i miejsc? Nie bądźmy małostkowi. Czekam jednak po pierwszym znakomitym kroku Instytutu Pamięci Narodowej upublicznienia nazwisk -manów zawiadujących obozem w Auschwitz, na kolejne ujawnienia personalu pozostałych obozów. Taki Ryszard Schnepf powiedziałby pewnie, a po co to grzebanie się w przeszłości. Jak będziemy się tak grzebać, to całkowicie zmarginalizujemy w świecie Polskę. Zapomniał dodać, że na to zmarginalizowanie czeka też i.